Tekst autorstwa profesora-ubeka Zygmunta Baumana, „poważnego autorytetu", pojawił się na tegorocznej maturze próbnej z polskiego. Część przyszłych abiturientów analizowała więc wycinek „twórczości" Baumana, nieświadoma, że piastował on w aparacie represji PRL-u wysokie stanowiska. Establishment – a nawet część historyków – nabiera wody w usta, jeśli chodzi o Baumana, względnie relatywizuje jego grzechy. Na korzyść ubeka wysuwne są „argumenty" nawiązujące do jego późniejszych dokonań. Czy skreślilibyśmy dorobek wielkich artystów za niemoralne prowadzenie się? – zastanawiają się obrońcy Baumana. Poza tym, mówimy o okresie młodzieńczym, a kto za młodu nie był socjalistą – dodają. Problem w tym, że Bauman nigdy nie przyznał się do robienia kariery kosztem – być może nawet życia – „wrogów PRL-u". Tymczasem dokumenty IPN-u w sposób jednoznaczny odsłaniają mroczną działalność Baumana. Trudno więc by rozsądni ludzie uznawali go za autorytet.
I jeszcze jedno – gdyby nie bezpieczniacka historia mjr. Baumana, nie zrobiłby on naukowej kariery w PRL-u. Ale o tym często w dyskusjach się zapomina. Czego mogą z różnych względów nie wiedzieć maturzyści, wypada rozumieć ich rodzicom.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Grzegorz Wszołek