Wyjątkowo fałszywie zabrzmiał mi na Górze Świętej Anny Donald Tusk, wychwalający bohaterstwo powstańców śląskich. Zwłaszcza że nie wspomniał, przeciw komu skierowany był ten zryw. Co by było, gdyby w 1921 roku władzy w Polsce nie sprawowali naczelnik Piłsudski i premier Witos? Przecież wyniki plebiscytu klepnęły władze Ententy. Ergo należało zgodzić się z tym, co powiedziano w Wersalu, potępić warcholstwo Korfantego, a na pewno nie dostarczać mu potajemnie broni. Nielegalne przecież było rozbrajanie Niemców w listopadzie 1918 roku i Powstanie Wielkopolskie, i wyprawa kijowska, i Cud nad Wisłą. Wielcy tego świata cały czas usiłowali przywoływać nas do porządku, choć ustępowali przed faktami dokonanymi. W dodatku ich kontrola nad suwerennym państwem była ograniczona, nie można było zakazać budowy Gdyni, choć kolidowało to z interesem Niemiec, czy tworzenia Centralnego Okręgu Przemysłowego (stalownie są przecież w Zagłębiu Ruhry i Lotaryngii!). Miał rację Piłsudski, rzucając się z jedną kompanią przeciw całemu imperium, miał ją po raz wtóry, gdy odmówił złożenia przysięgi zaborcy, i po raz trzeci, gdy powstrzymał w 1918 roku możliwą rewolucję.
Mieli rację w 1944 roku powstańcy warszawscy, bo ich danina krwi dała następnym pokoleniom siłę przetrwania i dynamikę, która sprawiła, że mimo wysiłków Balcerowiczów, Gieremków i Michników nie zmarnowaliśmy 30-lecia odzyskanej niepodległości. Marzyciele Kaczyńscy nie bali się kreślić planów czasami zapierających dech. Kto jeszcze 15 lat temu mógł marzyć o Międzymorzu, o Polsce jako militarnym mocarstwie Europy (gdy stare zaspały), o realnym odtworzeniu, choć zapewne na zupełnie innych zasadach, Rzeczypospolitej Wielu Narodów. Warto marzyć! Bo polskość, panie Donaldzie, to jedyna normalność, jaka nam została dana na tym świecie, i wykorzystamy ją przeciw durniom, zdrajcom i niedowiarkom, na chwałę naszych przodków oraz na pożytek naszych dzieci i wnuków!