„Kanada”, złodziej samochodów, który miał pogrążyć kompanów, teraz ujawnia kulisy pracy „prowadzących go” funkcjonariuszy Biura Spraw Wewnętrznych. Opowiada o imprezach z policjantami, wspólnych grillach, czy wypadach nad jeziorko, wizytach w mieszkaniu jednego z nich, „kreowaniu” zeznań... To jednak relacja przestępcy, któremu trudno bezkrytycznie wierzyć, bo kłamał już wiele razy. Tymczasem najbardziej agentów BSW pogrążył mail, który otrzymaliśmy z… Komendy Głównej Policji.
Krzysztof W. został zatrzymany w 2006 roku i niemal od samego początku współpracował z wymiarem sprawiedliwości, a jego wspomnienia miały pomóc w walce z zorganizowaną przestępczością. Niektóre opowieści złodzieja samochodów budziły jednak poważne wątpliwości, bo pamięć „poprawiała” mu się wraz z upływem czasu, wiedział wszystko i o wszystkich, nie zaprzeczał, że robi to z zemsty. A kilka miesięcy temu nagle zmienił front. Teraz ujawnia okoliczności współpracy z funkcjonariuszami Biura Spraw Wewnętrznych, których oskarża o nadużycia i działanie w sposób co najmniej nieformalny – w niektórych sytuacjach można byłoby użyć mocniejszych określeń, ale od tego jest prokuratura. Sensacyjne zeznania „Kanada” złożył nie tylko przed poznańskim sądem, ale również opowiedział o nich naszemu dziennikarzowi.
Złodziej z aresztu idzie na imprezę
Przez trzy miesiące, jakie minęły od głośnej już rozprawy, nasz reporter przeprowadził dziesiątki rozmów. Przede wszystkim dwa razy spotkał się w poznańskim areszcie z samym „Kanadą”. Jego opowieść – w sumie trwająca dwie i pół godziny – jest zdumiewająca. Poza tym
rozmawialiśmy z prawnikami, prokuratorami, sędziami, policjantami, osobami, które w wyniku zeznań „Kanady” trafiły na ławę oskarżonych, a także postronnymi świadkami. Wiele spotkań, dziesiątki rozmów telefonicznych, godziny rozmów. Wyłania się z tego dość szokujący obraz. Oczywiście, można podejrzewać, że nie wszyscy byli szczerzy, niektórzy na pewno ubarwiali swoje relacje, ale… No, właśnie. Podejrzenia są zbyt poważne, aby je zlekceważyć, jak chciałaby Komenda Główna Policji, które próbuje bagatelizować sprawę pisząc, że
„sytuacja, kiedy podejrzany, oskarżony czy też skazany przedstawia organom ścigania różnego typu argumenty, mające świadczyć o tym, że funkcjonariusze naruszyli prawo lub procedury, nie jest sytuacją wyjątkową”. To prawda. Tylko jest pewien szkopuł - dla BSW i prokuratury dotychczas „Kanada” był wiarygodną osobą, który zeznaje prawdę i tylko prawdę. Taki szczery chłopak.
Ponieważ o „Kanadzie” pisaliśmy już kilkukrotnie, nie będziemy przypominać od początku całej historii.
Nasi Czytelnicy tutaj mogą przeczytać, co pisaliśmy o sierpniowych zeznaniach i pierwszym widzeniu. Wydawało się, że na tym zakończymy, ale niemalże z każdym tygodniem pojawiały się nowe okoliczności. Niektóre tak zdumiewające, że trudno uwierzyć w ich prawdziwość. „Kanada” bardzo chętnie opowiadał – także podczas drugiego, październikowego spotkania – o „nowatorskich” metodach śledczych z BSW. Kilka przykładów:
- udostępnianie materiałów operacyjnych policji przez złożeniem zeznań
- „poprawianie” zeznań
- sugerowanie zeznań niezgodnych z prawdą
- retusze przebiegu eksperymentów procesowych
- składanie zeznań podczas pobytu nad… jeziorem
- wspólne, z policjantami, wypady na grilla, obiady w knajpach (pamięta chociażby wspólny wyjazd nad granicę, aby opowiedzieć o przerzucaniu aut i wizytę w restauracji w Cedyni)
- „zapoznawczy wieczorek” w mieszkaniu jednego z policjantów. Funkcjonariusz BSW kategorycznie temu zaprzeczył, ale „Kanada” podał bardzo charakterystyczne elementy wyposażenia mieszkania, a nawet rasę psa. Potwierdziliśmy to w innym źródle
- przekazywanie pieniędzy pomiędzy uczestnikami konfrontacji (relacja dwóch stron)
- biznesowa współpraca funkcjonariusza BSW, który wszedł w spółkę z mężczyzną, którego ten sam policjant wcześniej… przesłuchiwał
Ile w tym prawdy? Nie wiadomo, bo „Kanada” ma skłonności do konfabulacji. Przekonaliśmy się o tym. Krzysztof W. podczas spotkań z naszym reporterem mówił chętnie i dużo. Chociażby o tym, że występuje w wielu ważnych śledztwach. Nawet zabójstwa gen. Marka Papały. Miał rzekomo być wskazany na świadka przez słynnego „Patyka”. „Przyjechał prokurator z Prokuratury Generalnej, ale nie chciałem z nim rozmawiać” – twierdził podczas widzenia. Równie sensacyjne wersje podaje o innych sprawach. Wystarczyło jednak przeprowadzenie kilku rozmów, aby ustalić, że Krzysztof W. kłamie.
Prokurator Jarosław Szubert z Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi, która wyjaśnia okoliczności morderstwa gen. Papały, wprawdzie potwierdził nam, że był w poznańskim areszcie i rozmawiał z „Kanadą”, ale zaprzeczył reszcie jego opowieści.
- To Krzysztof W. napisał do nas list, że posiada istotne informacje. Pojechałem, bo weryfikujemy wszystkie sygnały. Spotkanie trwało około pięciu godzin – stwierdził prokurator Szubert.
Co z tą kasą?
Zbierając informacje do poprzednich publikacji wysłaliśmy pytania również do Biura Spraw Wewnętrznych, które reprezentowali Paweł G. i Wojciech W. podczas śledztw z udziałem „Kanady”, a nadzorowanych przez Prokuraturę Okręgową w Gorzowie Wlkp. Niestety, na odpowiedź czekaliśmy bardzo długo. Mail z biura prasowego Komendy Głównej Policji nadszedł dopiero po kilku tygodniach.
Początek nie zapowiadał nic ciekawego, standard w stylu „trwa śledztwo, nie ma zarzutów, nasi funkcjonariusze działali zgodnie z prawem, wszystko jest w porządku”. Bez zaskoczeń. Także w tym, że odmówiono nam odpowiedzi na szczegółowe pytania.
„Informacje, jakie przekazał „Kanada” oraz stanowisko policjantów wobec tych zarzutów stanowią obecne materiał postępowania i jako taki nie może być udostępniony opinii publicznej” – czytamy.
Najciekawszy jednak okazał się przedostatni akapit. Na tyle, że zacytujemy go w całości i w oryginalnym brzmieniu.
„Funkcjonariusze BSW KGP nie płacili Krzysztofowi W. za jakiekolwiek zeznania i nie prezentowali mu paczek, jak również nie obiecywali wyjścia na przepustkę. Według BSW wiedzy Krzysztof W. nie wyszedł ani razu na przepustkę. Należy zaznaczyć, że był on osobą szczególnie chronioną i wszystkie czynności z nim związane były prowadzone tak, aby nic mu nie zagrażało. Jeżeli chodzi o jedzenie to na wyraźne żądanie zainteresowanego, aby uniknąć ewentualnego zatrucia, za pieniądze zainteresowanego bądź członków jego rodziny, funkcjonariusze sami dokonywali zakupów, kompletując je w przysługujących odbywającemu karę pozbawienia wolności w tzw. paczkach żywnościowych (!!! -dop. red.). Zawsze odbywało się to za porozumieniem z funkcjonariuszami Aresztu Śledczego. Stwierdzenie, że funkcjonariusze obiecywali mu załatwienie wyroku nie jest zgodne z prawdą. Przebieg całego postępowania przygotowawczego łącznie ze stanowiskiem co do sposobu odbycia kary przez wymienionego za przestępstwa już osądzone omawiany był przez Krzysztofa W. z prokuratorami prowadzącymi śledztwo”.
Funkcjonariusze BSW brali pieniądze od „Kanady” lub jego członków rodziny i robili mu paczki? Gdy zacytowaliśmy ten fragment niektórym prawnikom i byłym policjantom, wszyscy łapali się za głowę i ich opinia była stanowcza: tylko ten fakt jest wystarczający do wszczęcia przez prokuraturę śledztwa. Z treścią maila zapoznaliśmy również prokuratora Dariusza Domareckiego z gorzowskiej prokuratury.
- Nie wiedzieliśmy o tej sytuacji. Ale nie będę gdybać, co byśmy zrobili znając te okoliczności – stwierdził. Dało się jednak wyczuć zaskoczenie faktem, że policjanci biegali po sklepach, aby zrobić zakupy i paczki dla „Kanady”.
- Na jakiej podstawie to robili, jak rozliczali pieniądze, gdzie są pokwitowania – pytali nasi rozmówcy. Wysłaliśmy więc drugiego maila z tymi wątpliwościami. Tym razem odpowiedź przyszła dość szybko. Ale była bardziej niż lakoniczna.
„Każdorazowo wraz z przekazanymi produktami dostarczano zainteresowanemu paragon fiskalny, który stanowił rozliczenie z poczynionych zakupów. Z tytułu odbywania kary pozbawienia wolności przysługiwały mu określone prawa. Tym samym miał on możliwość telefonicznego kontaktu z rodziną i funkcjonariuszami BSW KGP, a co za tym idzie możliwość pełnej kontroli przepływu środków oraz ich rozliczenia przy użyciu otrzymanych paragonów” – napisał podinspektor Piotr Bieniak.
Ponieważ nadal nie dowiedzieliśmy się na jakiej podstawie prawnej funkcjonariusze BSW przyjmowali pieniądze od „Kanady”, kilka dni temu ponownie zatelefonowaliśmy do Komendy Głównej Policji. Podinsp. Bieniak obiecał szybko oddzwonić. Nasz reporter nadal czeka.
Gdzie prokurator zgubił sprawę
W tej historii jest wiele zagadek. Chociażby co się stało z zarządzeniem sędzi Marii Kosteckiej, która po sensacyjnych, sierpniowych zeznaniach Krzysztofa W. wydała zarządzenie o powiadomieniu prokuratury, aby sprawdziła, czy są podstawy „do podjęcia przez prokuraturę czynności procesowych”.
Przez kilka tygodni prokuratury przerzucały się tym „gorącym kartoflem”. Najpierw pismo trafiło do Poznania, a później odesłano je do Gorzowa Wielkopolskiego, tamtejsi śledczy jednak nie chcieli zajmować się sprawą i ponowne powędrowała do Poznania. I tutaj trop się urywa. Ostatnia informacja od prokurator Magdaleny Mazur-Prus, rzecznik PO w stolicy Wielkopolski, była, że zarejestrowano ją w wydziale VI ds. przestępczości gospodarczej poznańskiej prokuratury.
- Nie mamy takie sprawy – stwierdził przedwczoraj stanowczo Jacek Derda, naczelnik wydziału. To gdzie ona jest?! Bywało, że prokuratorzy gubili akta, ale żeby zapodziać całą sprawę?
Źródło: niezalezna.pl
Grzegorz Broński