Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Polskę i Włochy łączą korzenie i konserwatywne wartości. Senator Giulio Terzi di Sant’Agata SPECJALNIE dla "GP"

- W Europie w przeszłości wielu chciało robić interesy w Rosji, a niektórzy chcą robić je nadal. Nawet stosunkowo śmieszne sankcje, ustanowione przez UE po aneksji Krymu, były regularnie krytykowane przez szereg ugrupowań politycznych, które słuchały grup interesu i kierowały się sympatiami wobec osobowości rosyjskiego lidera, Władimira Putina, który na prawo i lewo łamał prawa człowieka – mówi „Gazecie Polskiej” Giulio Terzi di Sant’Agata, włoski dyplomata i polityk, obecnie senator z ramienia partii Bracia Włosi.

Luca Poma, CC BY 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by/4.0>, attraverso Wikimedia Commons

Przed ostatnimi wyborami we Włoszech w sieci bardzo popularne było wideo, które obejrzało też mnóstwo osób w Polsce, w którym lider Pana partii Giorgia Meloni mówiła o swoim konserwatywnym credo. Czy myśli Pan, że to przywiązanie do tradycyjnych wartości to coś, co łączy dziś Włochów i Polaków?

Cieszę się, że możemy porozmawiać o przyjaźni między naszymi krajami. Dwoma wspaniałymi krajami w Unii Europejskiej, dwoma krajami w NATO i także o historycznej przyjaźni pomiędzy naszymi narodami. Zawsze powtarzam, że czuję ogromną sympatię do Polski, bo pochodzę z Bergamo. To miasto wyprawy tysiąca Garibaldiego, połowa z nich pochodziła z Bergamo. Z Bergamo pochodził też Francesco Nullo, zastępca Garibaldiego podczas walki o zjednoczenie Włoch, który zginął w Polsce, walcząc o wolność Polski, podczas powstania styczniowego. 

To są nasze korzenie. Te korzenie są niezwykle ważne, także dla partii, z ramienia której mam zaszczyt zasiadać w Senacie. Jestem przekonany, że głównym punktem odniesienia, kompasem w naszej politycznej działalności, są wartości. Zapisaliśmy je w naszej umowie koalicyjnej, ale są one szczególnie ważne dla mojej partii Braci Włochów. To są klasyczne wartości, wartości kultury judeochrześcijańskiej. 

Dlatego nie było przypadkiem, że gdy przedstawiciele „Gazety Polskiej” i Klubów „Gazety Polskiej” odwiedzili Rzym w listopadzie ubiegłego roku, przewodnicząca Braci Włochów, Giorgia Meloni, poprosiła mnie, bym wziął udział w tym niezwykłym i ważnym wydarzeniu w Domu Polskim Jana Pawła II. Miałem okazję spotkać się z księdzem Łukaszem Kotarbą z Domu Polskiego, redaktorem naczelnym pańskiej gazety Tomaszem Sakiewiczem, z prezesem klubów Ryszardem Kapuścińskim, z szefową fundacji klubów „Gazety Polskiej” Ewą Wójcik i wieloma innymi osobami. Wydarzenie robiło wrażenie przez obecność delegacji z różnych stron świata. Zostałem poproszony [przez premier Meloni], by tam być, by podkreślić, jak bliskie są nasze relacje i jak bardzo czuje się ona związana z tymi, którzy wierzą w wartości konserwatywne. Rozumiane jako wolność, przywiązanie do wspólnych zasad, które łączą Włochy i Polskę, które dotyczy naszych narodów, ale także politycznych sił, które tworzą rządy w naszych krajach. 

Łączy nas wspólna wizja dotycząca struktury społecznej, opartej na rodzinie, rodzinie z dziećmi, w której człowiek może wzrastać, zgodnie z prawem natury. To są fundamentalne wartości, o których mówią zarówno włoska, jak i polska konstytucja. Kolejnym punktem jest konserwatywne rozumienie pojęcia „naród”. Oczywiście sprzeciwiamy się wynaturzonej postaci nacjonalizmu. Nie chcemy, by powróciła w jakiejkolwiek formie. To widmo, które odcisnęło straszne piętno na europejskiej historii i powinno na zawsze pozostać zakopane. Nasze rozumienie narodu jest inne, dla nas naród oznacza wolność. Wolność indywidualną, wolność społeczną, wolność poszczególnych państw, opierającą się na prawach, które są w swobodny sposób ustanawiane przez reprezentantów naszych społeczeństw, naszych narodów. W tym sensie mówimy o rządach prawa, nie o tyranii prawa, tak jak funkcjonuje ona w Chinach czy w Rosji. 

To są wartości, które nas łączą i nimi kierujemy się w naszej współpracy, także w tej trudnej sytuacji geopolitycznej, związanej m.in. z wojną na Ukrainie. 

Pomówmy więc o wojnie na Ukrainie. W lewicowych i liberalnych mediach europejskich próbowano kreować zagrożenie, że prawicowy rząd we Włoszech może okazać się prorosyjski. Jednak postawa, przede wszystkim premier Meloni, okazała się zupełnie inna. Z czego to wynika? 

Jeśli mówimy o stanowisku naszej centroprawicowej koalicji, a przede wszystkim mojej partii Braci Włochów, to nie może tu być najmniejszych wątpliwości. Zawsze byliśmy gorącymi zwolennikami i promotorami Sojuszu Północnoatlantyckiego. Stany Zjednoczone zawsze postrzegaliśmy jako naszego najważniejszego sojusznika spoza Unii Europejskiej. Dla Włoch bez wątpienia najważniejszym międzynarodowym traktatem dotyczącym globalnego bezpieczeństwa, do jakiego Włochy kiedykolwiek przystąpiły, jest traktat waszyngtoński. 

Pod koniec lat 40., a nawet już po wejściu Włoch do NATO, toczyły się bardzo zażarte debaty na ten temat. Dzięki wysiłkom takich polityków jak Luigi Inaudi, Alcide De Gasperi czy Carlo Sforza udało się przekonać parlament i opinię publiczną, że kwestią kluczową dla naszego kraju było przystąpienie do sojuszu. Ale istniał szeroki front centrolewicowy, w jego skład wchodziła też część ruchu katolickiego, który uważał, że Włochy powinny pozostać neutralne, nie mówiąc o tych, którzy chcieli umieścić nas w orbicie innego zwycięzcy II wojny światowej, czyli Związku Sowieckiego. Bracia Włosi od zawsze, a ja jestem w tej partii od jej początków w 2013 roku, byli po stronie tych, którzy uważali, że miejsce Włoch jest w NATO. 

Właśnie ze względu na to nie mogło być w tej sytuacji wątpliwości co do naszego wsparcia dla Ukrainy. Ministrowie naszego rządu odwiedzali Kijów, podpisywane są umowy dotyczące odbudowy kraju po wojnie i współpracy ekonomicznej pomiędzy Ukrainą a Włochami, m.in. w dziedzinie zaawansowanych technologii. W najbliższym czasie wizytę na Ukrainie planuje premier Meloni. Dostarczamy też uzbrojenie, z którego strona ukraińska jest, według naszych informacji, bardzo zadowolona. 

Wojna zmieniła chyba też podejście do Rosji. Przez długi czas wielu uważało, że Władimir Putin może być wiarygodnym partnerem.

Rzeczywiście przez wiele lat panował taki wizerunek Władimira Putina, tak naprawdę aż do inwazji w Osetii Południowej i przedstawienia, które odegrał on podczas szczytu NATO w Bukareszcie w tym samym, 2008 roku. Istniało takie błędne przekonanie. Może zrozumiałe, bo pamiętajmy, że we wcześniejszych latach Putin nawet prosił sekretarza generalnego NATO o przyspieszenie przyjęcia Rosji do NATO. W postjelcynowskich latach 2002–2003 wielu zakładało, że Rosja zmierza w kierunku, który byłby do pogodzenia z europejskimi wartościami. Była wiara, że to jest nawet pozytywne, że w Rosji jest lider, który skuteczniej niż Jelcyn będzie mógł zreformować kraj. Sam pamiętam wizytę w Rosji, podczas której rozmawiałem z Siergiejem Ławrowem o modernizacji rosyjskiej gospodarki. 

Ale wszystkie te projekty reform bardzo szybko zostały wyrzucone do kosza, bo modernizacja rosyjskiej ekonomii doprowadziłaby do zmiany w strukturze władzy. Putin bardzo szybko to zrozumiał i zaczął pchać kraj w innym kierunku. Uzależnienie od eksportu węglowodorów, skupienie się na wzmacnianiu aparatu bezpieczeństwa i sił zbrojnych oraz narzucenie państwu nowej ideologii, która w pierwszych latach Putina przynajmniej publicznie nie była przedstawiana. Mówimy o wymysłach takich ludzi jak Aleksander Dugin, którzy mówią o Rosji jako alternatywie dla zachodnich, dekadenckich społeczeństw, które są niszczone przez naddatek wolności. 

Militaryzacja, narzucenie ideologii, monopolizacja ekonomii i systemu władzy – to wszystko sprawiło, że Putin stał się niezwykle niebezpieczny. Ale w 2007 roku wielu mówiło o nim jako o kompetentnym liderze, który rozumie interes narodowy, wie, jak zarządzać ekonomią. 

Były chyba jednak sygnały ostrzegawcze przed 2008 rokiem. Zabójstwa Anny Politkowskiej czy Aleksandra Litwinienki albo zamachy bombowe z 1999 roku, za którymi, jak wiele wskazuje, stało FSB. Może niektórym w Europie łatwiej było przymknąć na to oko, bo pozytywna wizja Putina była dobra dla interesów?

To są rzeczywiście bardzo ważne fakty, które były już bardzo dobrze znane, kiedy powstawała nasza partia. Nikt z nas nie miał zamiaru lekceważyć tej rzeki krwi, zabójstw politycznych, dokonywanych przecież nie tylko w Rosji, w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Może rzeczywiście wśród niektórych polityków w Europie, w patrzeniu na Rosję pewną rolę odgrywał element wygody. Teraz, mam nadzieję, to będzie się zmieniać. 

Dlatego bardzo ważne jest, byśmy wyciągnęli wnioski z tego, co dzieje się na Ukrainie, i potrafili stawić czoło wyzwaniom geopolitycznym oraz zacieśniać więzy pomiędzy krajami, które wierzą w wartości liberalnej demokracji. Może to nie jest najlepszy termin, ale to są wartości wyrażone w amerykańskiej konstytucji, związane z oświeceniem i tradycją judeochrześcijańską. Musimy zrozumieć, że struktura bezpieczeństwa nie jest czymś, co można podzielić na bazie poszczególnych regionów, musi być zunifikowana i globalna. 

Spójrzmy na Chiny i Indo-Pacyfik, on jest związany z tym, co dzieje się na Ukrainie, broń dla rosyjskiej armii dostarczana jest przez Koreę [Północną – przyp. red.], na Bliskim Wschodzie Rosję wspiera Iran, dostarczając jej ważne uzbrojenie. To są trzy kraje, które chcą zakwestionować liberalny porządek. Nie tylko deklarują to w sposób otwarty na multilateralnych forach, lecz także starają się zdobywać wpływy, infiltrować nasze społeczeństwa poprzez media czy ekonomiczne interesy. Są tacy, którzy chcą robić je w Chinach, tak jak wcześniej wielu chciało robić je w Rosji, a niektórzy chcą robić je nadal. Nawet stosunkowo śmieszne sankcje, ustanowione przez UE po aneksji Krymu, były regularnie krytykowane przez szereg ugrupowań politycznych, które słuchały grup interesu i kierowały się sympatiami wobec osobowości rosyjskiego lidera, Władimira Putina, który na prawo i lewo łamał prawa człowieka. Stały za tym nie tylko ekonomiczne interesy, lecz także zagubienie intelektualne i relatywizm.

 

 



Źródło: Gazeta Polska

Maciej Kożuszek