O neoliberalnym Kongresie Kobiet, który fetował Donalda Tuska, powiedziano już wiele. Ku zdumieniu zwolenników lidera Platformy głosy krytyki popłynęły z naprawdę różnych stron. Nawet ludzie, którzy wolą publicznie tonować swoją niechęć wobec Tuska, nie wytrzymali tego popisu cynizmu i klakierstwa. Ale chodzi nie tylko o sprawy społeczne. W zeszłym roku, gdy Putin z Łukaszenką zaczęli hybrydową przygraniczną wojnę przeciw Polsce, Tusk przynajmniej starał się tonować nastroje.
Był tak przerażony i zdezorientowany, że grzecznie słuchał oficjalnego i nieoficjalnego głosu z Brukseli. Teraz znów, podpuszczany przez Janinę Ochojską, uderza w polskie bezpieczeństwo. Wszak jego tyrady, które mają wskazywać na rzekomo „łajdackie” podejście polskich służb do ludzi wysłanych przez reżim Łukaszenki na polską granicę, to jawna zachęta dla naszych wrogów: opłaca się wzmacniać wojnę hybrydową przeciw Polsce, bo partie opozycyjne chętnie z tego skorzystają. I będą działać jak pudło rezonansowe białorusko-rosyjskiej propagandy. Tusk pozwala sobie na to wszystko, w chwili gdy Kreml wprost chce przejąć militarną kontrolę nad białoruską armią.