Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Układanka Aliego Chamenei

Na sobotnich szyickich uroczystościach Arbain pojawił się publicznie w Teheranie najwyższy przywódca Iranu – ajatollah Ali Chamenei. Jego pojawienie się zdementowało plotki krążące od kilku dni, że 83-letni Chamenei umarł w trakcie zabiegu chirurgicznego. Wyciszyło również mnożące się pytania o polityczną przyszłość Iranu.

Następca twórcy Islamskiej Republiki Iranu, ajatollaha Ruhollaha Chomeiniego, Chamenei jest najwyższą instancją polityczną w Iranie oraz religijną dla irańskich szyitów, a także dla szyickich zwolenników proirańskich formacji w Libanie, Iraku, Bahrajnie, Arabii Saudyjskiej, jak również w Europie, Afryce, Azji i w obu Amerykach. Dlatego też sukcesja po Chamenei staje się kluczową globalną sprawą i rozgrywką polityczną, od której zależy istnienie i przyszłość reżimu oraz los wielu organizacji politycznych i terrorystycznych na całym świecie.

Projekt – mocarstwo regionalne

Sprawujący rządy jako najwyższy przywódca od 1989 r. Chamenei nie posiada takiej charyzmy i autorytetu religijnego jak Chomeini, ale w wielu aspektach rozwinął dzieło swojego poprzednika. Iran skutecznie za sprawą kwestii palestyńskiej wszedł do świata sunnicko-arabskiego i wykorzystał błędy Zachodu w Afganistanie, Jemenie, Syrii i w Iraku, dzięki czemu stał się niezwykle ważnym graczem w Kabulu, Sanie, Damaszku i w Bagdadzie. Chamenei, który poza językiem farsi (nowoperski), jako etniczny Azer, mówi po azersku (język z grupy turkijskiej), a także biegle po arabsku, co niesłychanie cenią Arabowie, za sprawą tak utalentowanych ludzi jak gen. Kasem Sulejmani czy mistrz dyplomacji Mohammad Dżawad Zarif zbudował w ostatnich dwóch dekadach mocarstwo na Bliskim Wschodzie.

Jak zabezpieczyć trwanie islamskiej republiki

Ta konstrukcja mocarstwowości zakłada podporządkowanie religijne i polityczne w regionie frakcji szyickich oraz utrzymywanie sojuszu z arabskimi i globalnymi ośrodkami antyamerykańskimi. Dlatego też w ostatnich latach dochodzi do wydawałoby się dziwnych i niedorzecznych sojuszy oraz sytuacji, w których to na Zachodzie na propalestyńskich manifestacjach pojawiają się irańskie flagi czy okrzyki na cześć Chomeiniego tuż obok działaczy czy aktywistów LGBT. Ciekawe jest, jak następca Chomeiniego, Ali Chamenei, w trakcie 34-letnich rządów balansuje pomiędzy oczekiwaniami „starej gwardii” a aspiracjami dużej części Irańczyków. Nawet jeśli bowiem większość Irańczyków kontestuje islamskie porządki w kraju po rewolucji 1979 r., to jednak paradygmat o „suwerenności” względem światowych mocarstw znajduje się wśród tych na ogół lubianych przez ulicę.

Niemniej po nieudanych kilku flirtach z USA w ciągu 43 lat cierpliwość Teheranu się skończyła i Ali Chamenei prowadzi Iran w kierunku Rosji i Chin, co zdaniem opozycji antyreżimowej ma na celu zagwarantowanie trwania islamskiego systemu. Albowiem społeczeństwo irańskie jest najbardziej prozachodnie na Bliskim Wschodzie, a nawet bardziej zachodnie niż część elit lub społeczeństw na samym Zachodzie i potencjalny upadek Islamskiej Republiki na rzecz Iranu demokratycznego lub imperialnego czy nawet świeckiej dyktatury wojskowej obróciłby natychmiast Teheran w kierunku zachodnim, zerwałby z kursem proarabskim i antyizraelskim. Dlatego też Chamenei chce, aby schedę po nim przejął nurt radykałów (tak jak obecny prezydent Ebrahim Raisi), a na wypadek sukcesyjnych turbulencji, żeby transfer władzy zabezpieczali potężni sojusznicy zewnętrzni, którzy mogliby pomóc, by reżim nadal trwał. Mimo zaleceń Chomeiniego, że islamski Iran nie może być częścią żadnego z bloków i w obozie któregoś ze światowych mocarstw, lecz ma samodzielnie kreować swoją politykę na podstawie zdefiniowanych przez siebie interesów. Kolejnym istotnym zastrzeżeniem był sprzeciw Chomeiniego wobec projektu atomowego. Atom jest haram – niezgodny z islamem.

Zbieżność interesów Iranu i Rosji

Zarówno dla Teheranu, jak i dla Moskwy wypchnięcie USA z regionu jest celem nadrzędnym. Chociaż trudno ocenić, na ile USA rzeczywiście redukują swoją obecność w tej części świata w związku z presją zewnętrzną, a na ile ze względu na to, że czołowi sojusznicy Waszyngtonu w regionie: Arabia Saudyjska, Katar, Izrael, Egipt, nie wymagają „kurateli” i „opieki”, i jeśli kraje bliskowschodnie będą prowadziły roztropną politykę, to żaden z sojuszników USA nie jest zagrożony egzystencjonalnie.
Dla Rosji wielką korzyścią jest straszenie świata arabskiego i Izraela irańskim atomem. To od Rosji zależy realnie i politycznie, czy i kiedy Iran będzie atomowy. A to oznacza, że jeszcze przed agresją na Ukrainę Moskwa była tym miejscem, w którym liderzy Zatoki Perskiej czy Izraela dyskutowali o najpoważniejszych sprawach regionu za plecami Waszyngtonu. Dzięki takim wizytom Putin miał okazje ogłaszać koniec świata „jednobiegunowego”, a jego globalna propaganda wieszczyła kolejne scenariusze geopolityczne, które siały niepokój, zamęt i zwątpienie w zachodniej opinii publicznej.

Niemniej zawsze pojawia się problem: „co potem”? W 2015 r. sam Sulejmani miał „prosić” Putina o pomoc w Syrii. Armia Asada, libański Hezbollah i irańskie Al-Kuds nie były w stanie ugasić rebelii, którą chciano przy pomocy islamistów ostatecznie skompromitować. Irańczycy byli i są obecni w każdym konflikcie bliskowschodnim od 43 lat w sposób pośredni i bezpośredni. Jednak poza wojną z Irakiem (1980−1988) i widmem wojny z talibami pod koniec lat 90., ajatollahowie nie używają w konfliktach wewnętrznych i zewnętrznych armii, lecz Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej – swoistego KBW z czasów PRL lub NKWD z ZSRS. Reżim nie ma zaufania do poborowej armii, w której mimochodem znajdują się przedstawiciele mniejszości etnicznych i narodowych, a także potencjalni przeciwnicy reżimu. Dlatego też armia irańska, chociaż wygląda okazale na paradach, w istocie jest niedofinansowana i zaniedbana. W przeciwieństwie do Gwardii Rewolucyjnej, do której trafiają pewni pod względem politycznym i ideologicznym ludzie. I to gwardia nadzoruje programy rakietowy, atomowy, kosmiczny, marynarkę wojenną, wywiad i szkoli oraz zbroi m.in. libański Hezbollah.

W oczekiwaniu na nowy Kongres USA

Syryjska próżnia polityczna, która powstała w wyniku utrzymania się u władzy Baszszara Al-Asada, tworzy dwuznaczną sytuację pomiędzy Rosją a Iranem. Dla Rosji Syria jest tylko jednym z aktywów, które można przehandlować. Dla Iranu Syria i Asad są kluczowym elementem regionalnej dominacji i dlatego też nieustannie trwają izraelskie bombardowania irańskich i proirańskich placówek czy konwojów. Rosja jest bierna. Bierność zachował Iran po inwazji Putina na Ukrainę.

Wiosną trwały jeszcze rozmowy z Amerykanami w Wiedniu. Jednak słabe notowania Bidena przed wyborami do Kongresu nie budzą w Teheranie zaufania. Iran chce gwarancji, że niezależnie od sytuacji politycznej w USA traktat atomowy (JPCOA) będzie honorowany przez kolejne administracje i żeby nie było powtórki z jednostronnym wycofaniem się z niego jak za prezydentury Donalda Trumpa. Przed jesiennymi wyborami w Teheranie nie widzą sensu dogadywania się z obecną administracją, która widziałaby 1−2 mln baryłek irańskiej ropy dziennie na światowych rynkach, aby obniżyć skutki kryzysu.

Tymczasem armia ukraińska pokazała zestrzelone irańskie drony na froncie, które stawiają Iran jednoznacznie po rosyjskiej stronie barykady. Z drugiej strony rosyjska klęska na Ukrainie otwiera cztery nieoczekiwane i bardzo skomplikowane zagadnienia: konflikt z Izraelem w Syrii, potencjalną nawet wojnę z Turcją i Azerbejdżanem o Armenię oraz przyszłość całego projektu regionalnego polegającego na kontroli Bejrutu, Damaszku, Gazy, Bagdadu i Sany, a także przyszłość relacji z Arabią Saudyjską, która sfinalizuje kontrakt zbrojeniowy z czasów Trumpa opiewający na 100 mld dol.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Gazeta Polska Codziennie

Paweł Rakowski