Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Albo jest się po stronie ofiar, albo po stronie spadkobierców oprawców. Innej opcji nie ma

Są sprawy, które nie powinny dzielić. Ich załatwienie wydaje się tak oczywiste i po ludzku jak najbardziej sprawiedliwe, że po prostu nie ma o co kruszyć kopii. Jednym z takich zadań ponad podziałami są u nas odszkodowania za zniszczenia i zbrodnie dokonane przez Niemców podczas II wojny światowej.

Polska jako państwo była główną ofiarą ich zdziczenia, drugim narodem – po żydowskim – który był atakowany z tak upiornym i zarazem piekielnym zapałem. Przez czas niewoli komunistycznej nie mogliśmy ani jako państwo, ani jako społeczeństwo wykorzystać wszystkich możliwości prawnych, by doprowadzić do zadośćuczynienia. W końcu zaczynamy w tej arcyważnej i moralnie zasadnej sprawie stawać na wysokości zadania. Przed nami długa i trudna droga, obfitująca w mające nas przestraszyć lub zniechęcić ataki, lecz trzeba je po prostu wytrzymać. I działać. Odszkodowania za zniszczenia i okrucieństwo – choć tak oczywiste i naturalne – dzielą polską klasę polityczną w zaskakujący sposób. Nie ma bowiem sporu dotyczącego takiej czy innej ścieżki prawnej, wysokości oszacowanych strat itp. Totalna opozycja chce pozbawić polskich obywateli prawa do tych odszkodowań, twierdząc najczęściej, iż sprawa jest już zamknięta, narażałaby nasze relacje z potomkami oprawców, lub że nie mamy prawa wysuwać roszczeń. I to wprawia w osłupienie – bo nie sposób znaleźć choćby jeden podobny przypadek na świecie, w którym siła polityczna pretendująca do przejęcia władzy twierdziłaby, że jej obywatele nie powinni otrzymać rekompensat od innego państwa za śmierć bliskich, ich katorżniczą pracę, zniszczone mienie – tak prywatne, jak i publiczne.

Owszem, z historii wiemy, że sprawy odszkodowań wojennych budziły nieraz wielkie kontrowersje w państwach, które się o nie ubiegały, ale nigdy nie było tak, że dotyczyły one rezygnacji z prawa do nich – zupełnie tak, jakby było się adwokatem spadkobierców dawnych oprawców i ich zbrodniczego państwa. W Izraelu, który w latach 50. wywalczył różnego rodzaju odszkodowania od Niemców (w tym za dawnych obywateli Rzeczypospolitej pochodzenia żydowskiego; mamy zatem bijący przykład gorszego traktowania ofiar ze względu na pochodzenie), dochodziło wręcz do walk ulicznych i napadów na instytucje państwa, bo uważano, że osiągnięto zbyt mało. Nikt nie podnosił propozycji darowania Niemcom, zastanawiano się, czy negocjacje z nimi nie obrażają godności Izraela. Ale nie chodziło o interes Republiki Federalnej, lecz o odczucia ofiar. Tymczasem w Polsce mamy do czynienia z opcją jawnie proniemiecką – bo naprawdę w tej sprawie albo jest się po stronie polskich ofiar, albo po stronie spadkobierców napastników. Nie ma innej opcji. I jest ona wręcz bezwstydnie demonstrowana nie tylko przez środowisko polityczne Tuska, lecz także sekundujące mu media, w tym te z niemieckim kapitałem.

W najnowszym numerze „Nowego Państwa” analizujemy sprawę niemieckich odszkodowań dla Polski i Polaków. Polska opinia publiczna ma szansę zapoznać się z wykonanymi w Polsce po raz pierwszy szacunkami strat wojennych. Już sama ta informacja pokazuje, jak wielki deficyt obrony interesów RP panował po 1989 roku w relacjach z naszymi zachodnimi sąsiadami. Na proces dochodzenia odszkodowań za zniszczenia i zbrodnie należy patrzeć nie tylko jak na działanie mające na celu uzyskanie słusznego zadośćuczynienia za policzalne krzywdy, dewastacje, grabieże i szkody, lecz także jak na normalizację stosunków z Niemcami. Bez tego rozliczenia nie ma mowy o jakimkolwiek pojednaniu i zaufaniu. Będzie niechęć, bo ona ma swe źródła z jednej strony w poczuciu krzywdy, którą wielu Polaków ma w sobie, choć urodzili się po wojnie, krzywdy nigdy nie naprawionej. Z drugiej strony Niemcy nie zaczną okazywać nam i naszemu państwu należytego szacunku, jeśli w sprawie rozliczenia za II wojnę światową będziemy zachowywać się wobec nich jak wystraszona ofiara. Miejmy nadzieję, że polskiemu społeczeństwu starczy tak zrozumienia, jak i determinacji, by doprowadzić sprawę odszkodowań do końca. Również o tym będą przyszłoroczne wybory parlamentarne.


Tekst pochodzi z najnowszego numeru „Nowego Państwa”. W sprzedaży od 1 września


 

 



Źródło: Nowe Państwo

Katarzyna Gójska