Jarosław Marek Rymkiewicz w książce o naszym wieszczu Mickiewiczu, „który jeździ żółtym rowerem”, opisał przezabawną sytuację, jaką w dzienniku odnotował Odyniec.
Młodzieży mniej kumatej wyjaśniam, że nie chodzi o samca dzika, lecz o poetę – Odyńca Antoniego Edwarda. Otóż podróżowali dwaj poeci ze Szwajcarii do Włoch. I gdzieś w Apeninach deszcz ich złapał. Jakąś płachtę zarzucił na siebie Mickiewicz. Musiał wyglądać jakoś – przyznajmy – niezbyt inteligentnie i wieszczowato, gdy mu po tej pałatce ciekła woda. Twórca nasz wielki, autor „Pana Tadeusza”, „Dziadów” i kilku innych ballad, epopei i romansów, wyrzekł wtedy znamienne słowa, które Odyniec Antoni Edward skrupulatnie przekazał potomnym: „K…s, kto podróżuje jesienią”. Zaznaczmy, że słowo na „k” było wykropkowane. To ciekawy ślad. Wskazuje bowiem, iż słowo oznaczające wisior dyndający u szabli czy zasłony miało już wówczas znaczenie wulgarne. Wiele lat później Rymkiewicz Jarosław Marek słowa te przytoczył, trawestując na coś w stylu „K…s, kto chodzi po deszczu”. Słynny cytat Mickiewicza przypomina mi się zawsze, gdy muszę wyjść z psem, a na dworze leje jak z cebra. Mówię wtedy: „Leśna, już wieszcz nasz Adam wskazał, kim jest ten, kto chodzi po deszczu, a ty mnie wyciągasz na przechadzkę wzdłuż trawników”. Ale pies ma w wilgotnym nosie poezję i cytaty. Myśl jednak biegnie także w stronę Rymkiewicza. Odszedł w lutym tego roku. Niestrudzony badacz tego, co arcypolskie. Szczególarz i erudyta. W opowieści o płaszczu, guziku, skarpetce czy deszczu w górach odnajdywał ślady polskiej kultury, wrażliwości, odwagi, piękna i… poczucia humoru. Odchodzą jeden po drugim wielcy luminarze cywilizacji polskiej. Co pozostanie? Pobieżny rzut oka na prostacko-chamiejącą rzeczywistość nie pozostawia złudzeń. Będziemy żyć w świecie, w którym nikt się nie zainteresuje Mickiewiczem w deszczu. A k…sa nikt nie będzie wykropkowywał. Nie da się przecież wykropkować przecinka.