Kiedy jednak głównym partnerem Campusu Przyszłości, organizowanego przez Rafała Trzaskowskiego, staje się Fundacja imienia Konrada Adenauera, wielu cmoka z podziwem – jak nowocześnie, jak europejsko. W tym roku jednak pewną nieomal kasę zdmuchnął mu sprzed nosa Donald Tusk. Do tej pory fundacja Adenauera dzielnie sekundowała Campusowi Trzaskowskiego, teraz pieniądze i tak pozostaną „w rodzinie”.
Spróbujmy jednak wdać się w poważniejszą analizę: oto niemiecka szefowa Europy Ursula von den Leyen usiłuje zgwałcić polskie sumienia publiczne bezprawnym dyktatem, który zmierza do przywrócenia do pracy w Sądzie Najwyższym sędziów skompromitowanych polityczną stronniczością, a nawet zwykłymi przestępstwami kryminalnymi. Oto Niemcy, które zdominowały całą pozabrytyjską Europę, forsują dyktat uzależniający należące się Polsce pieniądze z UE od spełniania ich ideologicznych (czytaj wielkoniemieckich) zachcianek, te same Niemcy zmuszają Polskę i inne kraje do oddawania im haraczu energetycznego tylko z tego powodu, że zawiodły się na rachubach biznesowych czynionych z Putinem. Te właśnie Niemcy wreszcie ciągle są cichym sprzymierzeńcem Putina w sytuacji, gdy rosyjski dyktator prowadzi na Ukrainie krwawą i ludobójczą wojnę.
Czy o współczesnej Rzeszy Niemieckiej możemy zatem powiedzieć, że jest sojusznikiem niepodległości naszego kraju?! Nie jest. A zatem czy dzisiejsze Niemcy są wobec Polski chociaż obiektywnie neutralne – także nie. Jaki więc jest stosunek Berlina do Polski? Wrogi oraz narzucający bezprawnie swoją wolę. Skoro zatem to prawda, to w czym wskazana na wstępie analogia jest logicznie niepoprawna?
Rafał Trzaskowski jest politykiem na tyle mało wyrazistym, że jego publiczną definicję należy budować na podstawie efektów jego decyzji. Niedawno stwierdził na przykład, że syreny, które 1 sierpnia – w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego – rozlegną się w stolicy, będą wyrazem czci także wobec Ukraińców, którzy – w charakterze gości i emigrantów – przebywają w tym czasie w Warszawie. Jednocześnie ten sam człowiek próbuje zakazać organizowanego corocznie Marszu Powstania. Czy to wszystko świadczy o tym, że pan Trzaskowski ma rozwinięte uczucia patriotyczne? Choćby z tak spiesznej analizy wynika przecież dowodnie, że nie widzi najmniejszego kłopotu w braniu pieniędzy od fundacji, która wspiera niemiecki ekspansjonizm gospodarczy i polityczny. Czy zatem „Polska Przyszłości” wedle zamierzeń Trzaskowskiego ma wyglądać tak, że niemieccy nadzorcy będą zawiadywać strumieniem polskich robotników, których miejsce będzie na niższych piętrach niemieckich koncernów i w firmach uzależnionych od niemieckiego kapitału?
Problemem nie jest tu zresztą sam pan Trzaskowski – bo on może sobie mieć nawet poglądy nakłaniające do podpisywania współczesnej volkslisty – tylko fakt, że chce on wychowywać i kształtować polską młodzież. Męczy mnie zresztą taka wizja, że oto spotyka się młodzieniec wychowany na Campusie Polska z młodym Krzysztofem Baczyńskim albo Tadeuszem Gajcym. Jak myślicie Państwo, co mają sobie do powiedzenia? W czyich oczach pojawia się odraza? Mówią tym samym językiem (no, Baczyński piękniejszym), pochodzą z tego samego kraju, ale są sobie zupełnie obcy.
Martwi mnie też fakt, że coraz więcej niemieckich pieniędzy płynie szerokim strumieniem właśnie na to, aby wychowywać coraz liczniejsze hordy „obcych”, alienów z czerwoną błyskawicą wymalowaną na policzkach. Panie Tusk, panie Trzaskowski, nikt nie rozdaje pieniędzy za darmo. Skoro Niemiec płaci, to Niemiec (skąpy i praktyczny do bólu) wymaga. Ja wiem, że panu Trzaskowskiemu najbardziej przeszkadzają biało-czerwone flagi na Marszu Powstania czy też Marszu Niepodległości i wolałby wystroić się w inne barwy, ale czy taki człowiek nie zdaje sobie sprawy z faktu, że jest prezydentem stolicy Polski, miasta, które umarło zmasakrowane przez niemieckich morderców i ich pomagierów?!
Perwersyjnie wyobrażam sobie też inne spotkanie: oto idący Nowym Światem i trzaskający podwyższonymi obcasami pan Trzaskowski nagle spotyka Stefana Starzyńskiego… Oszczędzę Państwu dalszych detali tej wizji. Nie jest to jednak spotkanie przyjaciół.
Komizmu tej dosyć ponurej sytuacji przydaje fakt, że pojawiły się pogłoski o tym, jakoby niemieckie pieniądze na Campus Polska przejął na swoją inicjatywę sam Donald Tusk.
Zainteresowany co prawda tego nie potwierdza, ale gołym okiem widać, że w stosunkach pomiędzy panami wyraźnie iskrzy. Być może jest to przejaw frustracji pana Tuska, który nagle (po politycznym odejściu frau Merkel) musiał pokornie ustawić się w licznej kolejce po niemieckie pieniądze i pomimo chwilowej wygranej nie zajmuje w niej uprzywilejowanej pozycji?
Tak czy owak przyglądajmy się uważnie temu, jakimi metodami i za jakie pieniądze liderzy PO usiłują sięgnąć po polską młodzież. To ciekawe także ze względów kontrwywiadowczych.