Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

O jakim „zawłaszczeniu” mowa, czyli kto zawalił i zrzuca z siebie winę

Środowiska narodowe od czasu pandemii i wojny na Ukrainie odkleiły się tak bardzo od rzeczywistości, suflując rosyjską narrację, że trudno uważać je za wiarygodnego partnera na prawicy. Z drugiej jednak strony, czy to Ruch Narodowy, czy organizacja Roberta Bąkiewicza, mają one pełne prawo do demonstrowania własnych poglądów na ulicach. I to tym bardziej w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego i 11 listopada. Dlaczego? Bo te święta dla zwykłych ludzi były niezagospodarowane. Narodowcy umiejętnie wypełnili pustkę i żaden sąd wespół z Rafałem Trzaskowskim tego nie zmienią.

Jak co roku obchody wybuchu Powstania Warszawskiego koncentrowały się nie na upamiętnieniu bohaterów, ale na dyskusji, kto może organizować marsz. Prezydent stolicy usilnie zabiegał o to, by stowarzyszenie Rota Marszu Niepodległości nie manifestowało 1 sierpnia. W tle pojawiło się mnóstwo opinii publicystów i polityków PO, którzy wprost oskarżają narodowców o faszyzm. We wszystkich wypowiedziach pobrzmiewa też nuta niezadowolenia, że oto skrajna prawica „zawłaszczyła” najważniejsze święta dotyczące polskiej historii. – Faszysta w Polsce ma się całkiem dobrze, może korzystać z państwowych dotacji i tak naprawdę jest pod parasolem ochronnym państwa – bił w histeryczne tony poseł Cezary Tomczyk. Wtórował mu Bartłomiej Sienkiewicz, nazywając narodowców „neonazistami”. – Czy to ma być święto wszystkich Polaków, czy to ma być hucpa polityczna neonazistów? Ja przypomnę, że Święto Niepodległości zostało zniszczone przez środowiska skrajne w Polsce, często o proweniencji neofaszystowskiej, i to samo się odbywa teraz, jeśli chodzi o święto Powstania Warszawskiego – grzmiał były szef MSW za rządów PO-PSL. Kilka dni przed 78. rocznicą wybuchu Powstania Warszawskiego Rafał Trzaskowski sugerował, że zawnioskuje o rozwiązanie demonstracji, jeśli tylko urzędnicy w ratuszu wyśledzą choćby jedno „nieodpowiednie hasło lub transparent”. – Apeluję do wszystkich. To jest taki dzień, w którym wszyscy powinniśmy być razem. To nie jest dzień na agresywne demonstrowanie swoich poglądów politycznych i też o to dokładnie apelują powstańcy. O 17 powinniśmy się zatrzymać na minutę zadumy, a nie zadymy – apelował Trzaskowski, robiąc z siebie strażnika pamięci o powstańcach.

Chodzi o to, by „gonić króliczka”

Nie ma wątpliwości, że środowiska narodowe niejako uwiarygadniają się przed elektoratem przywiązaniem do historii. Robert Bąkiewicz to postać kontrowersyjna, być może zbyt hojnie dotowana przez resort kultury. Jego Straż Narodowa miała bronić kościołów przed lewicowymi aktywistami, ale nie ma nawet śladu aktywności w tej sferze – protesty Strajku Kobiet wygasły z powodu „zmęczenia materiału”. I pewnie do końca życia będzie się za nim ciągnęła łatka „zagłuszacza” Wandy Tkaczyk-Stawskiej w 2021 r., gdy kombatantka zrugała go podczas partyjnego wiecu w obronie Unii Europejskiej. Tyle że i w tej sprawie było mnóstwo przekłamań, bowiem Bąkiewicz mógł nie wiedzieć, że na platformerskim wiecu przemawia dawna żołnierka AK. Pod narodowca podszywali się później jego przeciwnicy, którzy szydzili w sieci z Tkaczyk-Stawskiej, by awantura nie miała końca. Z Bąkiewiczem i jego ludźmi może mi być nie po drodze, ale nigdy nie odmówię im prawa do demonstracji. Zrozpaczonym politykom PO i publicystom „Gazety Wyborczej” przypomnę też, że 1 sierpnia na rondzie Romana Dmowskiego ludzie spotkali się już 10. raz, by oddać hołd powstańcom. Nie pierwszy, nie siódmy, jak długo PiS rządzi, ale 10. Czy PO zdelegalizowała marsze odbywające się za czasów jej rządów?

Do dzisiaj zresztą trwa spór o delegalizację środowisk narodowych – przede wszystkim ONR. Pohukuje na nich od czasu do czasu Trzaskowski, zaś w Krakowie starał się o to Bogdan Klich. I co? Nic. Polityczny interes podpowiada, by straszyć przed zalewem „faszystów” niemających realnego poparcia wśród wyborców. Praktyka jednak wskazuje na coś innego: nie ma woli, by składać wnioski do sądów i wyłożyć swoje racje. Lepiej „gonić króliczka”, niż go złapać.

Ołdakowski zawiódł

Co innego, gdy brak argumentów prezentuje przypadkowa zwolenniczka ruchów lewicowych, a zupełnie inna jest skala rażenia słowami Jana Ołdakowskiego. Nie ukrywam, że od lat praca i determinacja „muzealnika”, jednego z najbliższych współpracowników śp. Lecha Kaczyńskiego, robiła – nie tylko na mnie – piorunujące wrażenie. Muzeum Powstania Warszawskiego – oczywiście również za sprawą dotacji ze strony państwa i budżetu stolicy – to wizytówka polskiej pamięci o walkach za wolną Polskę z niemieckim agresorem. Wkład Ołdakowskiego w rozpowszechnianie historii o 1944 r. jest oczywisty. Stąd tak wielki zawód po jego wypowiedziach. – Sposób, w jaki uprawiają politykę środowiska narodowe, w jaki sposób już zagarnęły nasze wielkie święto wspólnoty – 11 listopada – wykracza poza dopuszczalne granice. Nie chcę, żeby tak samo zagarniali 1 sierpnia. 1 sierpnia jest dla wszystkich, wszyscy są zaproszeni, również zwolennicy ruchu narodowego, ale muszą szanować, że to święto jest tak organizowane od kilkudziesięciu lat (…), więc najlepiej, gdyby się dostosowali ze sposobami, w jakie obchodzą to święto, do tego, jakie panują i w Warszawie, i w wielu miastach w Polsce obyczaje – oceniał Ołdakowski w TVN24. Dodał też, że narodowcy „zawsze byli przeciwko Powstaniu Warszawskiemu”. Niestety, to nieprawda. W walkach toczących się od 1 sierpnia 1944 r. w Warszawie brali przecież udział żołnierze Narodowych Sił Zbrojnych. Ich rola w powstaniu nadal czeka na porządną i dogłębną monografię, ale fakt udziału ok. 5 tys. członków NSZ jest niepodważalny. Ta narodowa organizacja wojskowa nie tyle była „przeciwko” walkom z Niemcami, ile krytykowała polityczny sens rozpoczęcia działań zbrojnych w Warszawie. Czyli prezentowała na tamte czasy stanowisko, które dzisiaj przyświeca „realistom”, głównie liberalnym komentatorom. Ołdakowski musi wiedzieć, że użył krzywdzącego skrótu myślowego.

Narodowcy i prawica wypełnili pustkę

Na koniec warto zastanowić się, czymże jest to „zawłaszczenie” ważnych rocznic. Otóż elity III RP, jeśli czerpały z historii, to po to, by uwiarygadniać swoje elity i „poprawiać” życiorysy. Stąd choćby niezgoda na pisanie prawdy historycznej o Lechu Wałęsie albo awantury przy wypływaniu kolejnych teczek z zasobów Instytutu Pamięci Narodowej, obejmujących ważnych polityków czy ludzi szeroko pojętej kultury. Po 1989 r. kolejne rządy odstawiały na boczny tor kwestię upamiętnienia polskich bohaterów – nie tylko 1 sierpnia, ale 11 listopada, nie wspominając już o 27 grudnia, czyli wygranym powstaniu w Wielkopolsce. Celowe zaniedbanie, wszak zawsze powinniśmy patrzeć w przyszłość, jak tłumaczono w mediach, zręcznie wykorzystały środowiska narodowe. Promują się marszami, ale jednocześnie dały możliwość uczestnictwa w nich zwykłym ludziom, którzy mają poczucie, że godnie upamiętniają polskie karty historii.

Drodzy politycy opozycji – powinniście mieć pretensje do siebie i swoich autorytetów, bo zawaliliście na całej linii. A przy okazji kolejnych wyborów nie zwracajcie się bezczelnie o poparcie dla was od „faszystów”. To, jak brawurowo Rafał Trzaskowski łamał swój moralny kręgosłup w kampanii prezydenckiej, by jednocześnie zwalczać środowiska narodowe jako włodarz stolicy, było wręcz poniżające. I niewykluczone, że przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi historia się powtórzy…
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Grzegorz Wszołek