"Jak nie teraz, to kiedy będzie lepszy czas na domaganie się wojennych reparacji od Niemiec?" - pytali w studiu Telewizji Republika dziennikarz Piotr Lisiewicz oraz były kandydat na prezydenta RP oraz polski działacz Marian Kowalski. W programie "W Punkt", rozmawiając o historii, Katarzyna Gójska poruszyła również temat przyszłości naszego kraju. Wniosek? Pomimo "niemieckiej tresury", świat nie wygląda jak w TVNie.
Rozmowa dotyczyła reparacji wojennych od Niemiec. Na początku programu prowadząca, Katarzyna Gójska, zwróciła uwagę, że temat należnego Polsce odszkodowania, realnie podniesiony, został dopiero przez polityków Prawa i Sprawiedliwości.
Zdaniem dziennikarza Piotra Lisiewicza, "to, że my o te reparacje musimy wystąpić, jest elementem tego, że stajemy się niepodległym państwem, że chcemy być traktowani jak wszystkie inne państwa, a nie wasal, jak była traktowana III Rzeczpospolita".
Przypomniał ogromne straty Polski, zarówno te materialne, jak i niestety ofiary ludzi. Dodał, że w tym momencie, gdy "przez część opinii publicznej postawa Niemiec wobec Ukrainy jest negatywnie oceniana, może być skuteczne domaganie się tego (reparacji)".
"Polska ucierpiała straszliwie, Polska poniosła ogromne straty, straty, które doprowadziły do tego, że dopiero dzisiaj odradzamy się jako naród i to w prawie międzynarodowym musi znaleźć swoje odzwierciedlenie"
- zaznaczył. Dodał również, że póki w niemieckich mediach pojawiają się głosy krytykujące tamten rząd, a przyznające rację Polsce (kwestia wsparcia dla Ukrainy), to "jak nie teraz, to kiedy".
Wtórował mu drugi z gości Marian Kowalski, który podkreślił, że sprawa reparacji powinna być wyjaśniona, ale zaznaczył również, że nie chodzi wcale o doprowadzenie Niemiec do ruiny. "Nikt tu nie chce, żeby z dnia na dzień Niemcy zbankrutowali na rzecz Polski, to nie jest nikomu potrzebne".
Stwierdził, że "nie trzeba traktować tego w kategoriach dokuczenia, tylko wyrównania rachunków na bazie sprawiedliwości". Skrytykował również pomysł wysyłania do Niemiec gazu, "tylko dlatego, że im się skończył", póki sprawa II wojny światowej nie zostanie wyjaśniona.
Prowadząca poruszyła również wątek "sporu" politycznego, o to, czy Polakom, którzy "zginęli, stracili majątki, stracili bliskich" należą się odszkodowania. Wspomniane, przez Piotra Lisiewicza - "jak nie teraz, to kiedy" - ostro wybrzmiało w słowach Mariana Kowalskiego.
"Problem w tym, że znaczna część obecnej klasy politycznej, co za tym idzie - jej zwolennicy, byli od trzydziestu lat odpowiednio tresowani. Te kampusy w Polsce zakładają Niemcy, finansują stronnictwa polityczne - Niemcy, a my nie finansujemy żadnych kampusów w Niemczech, ani polityków, nawet mniejszości polskich w Niemczech, bo nie ma takiej możliwości w ramach systemu demokratycznego"
- powiedział Kowalski.
Kandydat na urząd Prezydenta RP z 2015 roku opowiedział również o fragmencie rozmowy emitowanej przez TVN. Podczas niej - jak stwierdził Kowalski - "młode osoby, które kiedyś pewnie będą uczestniczyć w politycznym życiu, dobrze wykształcone, z dobrymi nazwiskami", miały stwierdzić, że jadąc do Niemiec wstydzą się tego, "co się w Polsce dzieje".
"Czyli jadą jako gorsi, mimo, że czują się Europejczykami, nie chcą się wstydzić za rząd PiS'u przed swoimi rówieśnikami, którzy nie mają zielonego pojęcia o realiach politycznych w Polsce. Czyli ta elita, wyhodowana już na rzekomej przyjaźni narodów europejskich i pojednaniu niemiecko-polskim, ma takie samo poczucie niższości jak chłop pańszczyźniany wobec Niemców, bo nie chcą się wstydzić przed niemieckim rówieśnikiem za polski rząd"
- mówił polski działacz. Dodał, że jeżeli ci ludzie "zostaną ministrami, to będą znacznie gorsi niż Trzaskowski i Tusk, bo są wyćwiczeni do kwadratu w kundleniu i antypolskiej postawie".
Na koniec nieco optymistyczniej zareagował Piotr Lisiewicz. Przypomniał, że "oprócz młodych ludzi, którzy występowali w TVNie, są też inni ludzie". "Oni w Wielkiej Brytanii są bardzo dumni z Polski, są często są zagadywani w sprawie postawy Polski, na przykład jeżeli chodzi o Ukrainę, ale też jeśli chodzi o prowokacje Putina i Łukaszenki na granicy białoruskiej".
"Coraz więcej mają powodów żeby być dumni. Świat wygląda inaczej niż w TVNie"
- stwierdził dziennikarz. Jednak na koniec wszyscy w studiu doszli do tego samego wniosku, o tym, którzy z nich zostaną ministrami, zadecydują przyszli wyborcy.
Zapraszamy do obejrzenia rozmowy w dzisiejszym wydaniu "W Punkt".