Na tle rosyjskiej inwazji na pełną skalę, w stolicy Ukrainy przeprowadzono internetowy sondaż, który ma na celu derusyfikację i desowietyzację ulic Kijowa. Oddano w nim rekordową liczbę głosów, bo aż ponad 6,5 mln. Wyniki, mimo iż wywołują gorące dyskusje w społeczeństwie, oznaczają zielone światło dla historycznych zmian w życiu ukraińskiej stolicy.
Na Ukrainie i za granicą panowało powszechne przekonanie, że kiedy siły rosyjskie zaatakowały Ukrainę w 2014 r., Rosja miała ograniczony cel, jakim było powstrzymanie ukraińskich dążeń do integracji europejskiej. Po słabej reakcji na swoje ówczesne działania Kreml przystąpił do realizacji swojego ostatecznego celu – zniszczenia państwa ukraińskiego jako takiego, poprzez całkowite wymazanie ukraińskiej tożsamości narodowej.
Ale czym jest ta tożsamość? Przez ostatnie 30 lat dyskusje wokół tej kwestii wracały do punktu wyjścia. Po "rewolucji godności" i rosyjskiej inwazji w 2014 roku wyłonił się słaby konsensus, jednak społeczeństwo nie miało wystarczającej motywacji, by go realizować. Wysiłki zmierzające do odcięcia ukraińskiej przeszłości i teraźniejszości od Rosji i Związku Sowieckiego nie poszły na marne, ale często utrudniała je biurokracja i wojny kulturowe wewnątrz społeczeństwa.
Wraz z rozpoczęciem inwazji na pełną skalę stało jasne, że taka sytuacja nie może być dłużej tolerowana. Wystarczy wyobrazić sobie, że mieszka się na ulicy nazwanej imieniem sowieckiego generała w tym samym czasie, kiedy przychodzi się zmagać z następstwami wojny, prowadzonej przez ich rosyjskich następców.
To jest właśnie powód, dla którego władze samorządów Charkowa i Odessy, które zazwyczaj sprzeciwiają się reformom, tym razem poparły kampanie zmiany nazwy. Ale działania tych dwóch miast zostały absolutnie przyćmione przez inicjatywę kijowskiej rady miejskiej, która zaproponowała zmianę nazw aż 296 obiektów - od ulicy Kemerowo (miasto na Syberii) po aleję Bestużewa (rosyjski rewolucjonista z początku XIX w.).
Te ulice, aleje i place zostały wybrane przez komisję historyków. Następnie sami Ukraińcy, drogą elektroniczną zaproponowali nowe nazwy obiektów z listy. Komisja dokonała przeglądu propozycji, wybierając kilka najlepszych opcji. Ta długa lista została następnie opublikowana, aby obywatele Ukrainy mogli głosować na swoich faworytów za pośrednictwem kijowskiej aplikacji mobilnej - „Kyjiw Cybrowyj”.
Wyniki głosowania pokazały to, jak wygląda wola narodu w warunkach nieskrępowanej demokracji. Są jednocześnie odważne, prowokacyjne i sprzeczne. Wśród zwycięzców znaleźli się: książęta z X w., ich żony, żołnierze z czasów wojny rosyjsko-ukraińskiej, ukraińskie miasta, a także np. miasto Londyn, japoński pisarz Matsuo Bashō, państwo Portugalia i włoski publicysta Umberto Eco.
Wyniki sondy, jako „cyfrowy przejaw demokracji”, spotkały się z krytyką. Wskazano np. przykład, że w głosowaniu wzięli udział nie tylko mieszkańcy Kijowa, ale praktycznie wszyscy chętni Ukraińcy, i oddanych łącznie ponad 6,5 mln głosów w praktyce należało do 285 tys. osób. Ktoś głosował w sprawie 30 ulic, inni oddali głos 10 czy 5 raz.
Ostatecznie jednak lista została ponownie poddana opinii zespołu ekspertów, na podstawie prac której właśnie opublikowano interaktywną mapę Kijowa. Podano na niej nazwę dotychczasową, następnie zatwierdzoną przez komisję ekspertów, oraz nazwę, która wygrała w głosowaniu internetowym. Obecnie oczekuje się na głosowanie w tej sprawie Rady Kijowa, co ma nastąpić do końca lata.
Chociaż liczba oddanych głosów może wydawać się gigantyczna, jest to znikomy udział w 3,5-milionowej populacji przedwojennego Kijowa. Kampania na rzecz konkretnych opcji przyniosła rezultaty, które wywołują mieszane uczucia. I tak kandydatury działaczy społecznych Romana Ratusznego i Kateryny Handziuk, którzy zginęli podczas wojny z Rosją, nie odniosłyby zwycięstwa, gdyby nie promocja w mediach społecznościowych. Jednocześnie tego rodzaju „cyfrowa demokracja” daje głos tym, którzy najgłośniej krzyczą, nawet jeśli ich głosy dochodzą z marginesu. Np. bohater Ukrainy major Andrij Lutaszyn, który zginął w czasie walk z Rosją 8 marca br., przegrał z Andrijem Melnykiem. Ten ostatni był przywódcą jednej z frakcji w Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, mniej znanym niż również działający wówczas Stepan Bandera i Roman Szuchewycz. Najbardziej popularny jest Melnyk w marginalnych kręgach narodowo-nacjonalistycznych, które wykorzystały swoje zdolności mobilizacyjne i głosowały na niego przez internet.
Zgłaszano również zdania odrębne dotyczące innych propozycji zmiany nazw. Zwolennicy lewicy nie byli do końca zadowoleni, że mają zniknąć trzy ulice Marksa, które dotychczas przetrwały na mapie Kijowa. W podobny sposób amerykańska lewica była oburzona tym, że Uniwersytet Florydy usunął imię Karola Marksa z nazwy sali wkrótce po tym, jak rosyjskie czołgi przekroczyły granice Ukrainy.
Inni opłakiwali skreślenie z patronów ulic rosyjskich poetów i pisarzy - Aleksandra Puszkina, Lwa Tołstoja i Michaiła Bułhakowa. Obrońcy tych postaci uważają, że za wojnę odpowiada osobiście prezydent Rosji Władimir Putin, a nie naród rosyjski jako taki. Ale w opinii zwolenników zmian zachowanie miejskich obiektów nazwanych na cześć przedstawicieli rosyjskiej kultury wzmacnia ich hegemoniczną pozycję w stosunku do ich ukraińskich odpowiedników. Przez dwa stulecia rosyjska kolonialna machina przemocy utrzymywała kulturę ukraińską w sytuacji poddańczej. Mimo tej marginalizacji nie brakuje uznanych na całym świecie ukraińskich artystów i myślicieli, którzy z łatwością zamienią w pejzażu miejskim przedstawicieli klasyki rosyjskiej literatury Fiodora Dostojewskiego czy Michaiła Lermontowa. Podobnie jak w przypadku Marksa, ulica Puszkina w centrum Kijowa nie pasuje już do współczesnego układu sił.
To właśnie rosyjska 8-letnia wojna przeciwko Ukrainie wpłynęła na zmianę układu sił, a przejście 24 lutego br. do inwazji na pełną skalę dramatycznie przyspieszyła przemiany. Innymi słowy, Putin popełnia jeden strategiczny błąd za drugim. Dotychczas decyzje o derusyfikacji czy desowietyzacji były podejmowane na Ukrainie pospiesznie i czasem niekonsekwentnie. Ale Ukraińcy wypracowali swoje zdanie i teraz piłka jest po stronie rady miejskiej Kijowa. Czy sprzeciwi się niektórym zwycięzcom plebiscytu, czy oprze się na wynikach głosowania? Tak czy inaczej, nie ma już powrotu do przyszłości.