10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Radomskie preludium spalonej ziemi

W hali widowiskowo-sportowej Radomskiego Centrum Sportu Donald Tusk dał jasny sygnał, że kampania 2023 będzie bezlitosną szamotaniną, w której wszystkie chwyty są dozwolone. Czy zaostrzająca się retoryka, sprzyjająca zachowaniu politycznego duopolu, jest receptą na wyborczy sukces? Wątpliwe. Raczej Platforma Obywatelska – jeśli nie uda się wariant z jedną listą – liczy na sklecenie większości na opozycji w nowym rozdaniu. 

W 40-minutowym, bezładnym wystąpieniu szefa Platformy Obywatelskiej dominował, tradycyjnie, przekaz anty-PiS, tym razem wzmocniony uderzaniem w kaznodziejskie tony i deklaracją jawnego łamania ładu konstytucyjnego.

Wybory warte są mszy

„Kto wierzy w Boga, nie może głosować na PiS. Ja jestem katolikiem” – deklarował Donald Tusk przed sześciotysięcznym aktywem PO w Radomiu. To symptomatyczne, że były premier wyciąga religię jak z kapelusza, gdy to dla niego wygodne. Kiedyś zestawiał Kościół „toruński”, symbolizowany przez o. Tadeusza Rydzyka, z „łagiewnickim” w nieco łagodniejszym wydaniu. Ewidentnie bliżej mu było do kardynała Stanisława Dziwisza, którego zachwalał, gdy sprawował funkcję szefa rządu PO-PSL. Jeszcze wcześniej, przed wyborami prezydenckimi w 2005 r., zawarł ślub kościelny i pozował do sesji w tabloidach z rodziną na tle krzyża i świętych obrazów. W kolejnych latach z tego samego pokoju zniknęły religijne atrybuty, wszak Tusk deklarował, że „nie będzie klęczał przed jakimkolwiek księdzem”. 

Dziś znowu podkreśla, że jest katolikiem. Dlaczego? Prawdopodobnie wewnętrzne sondaże PO wskazały, że jest grupa niezadowolonych z obecnej sytuacji gospodarczej, która ma poglądy raczej prawicowe, chodzi do Kościoła na niedzielne msze, ale nie po drodze jej z konfederacją i polityką socjalną PiS. Dla największej formacji opozycyjnej każdy punkt procentowy ma znaczenie dla powyborczej układanki. Nieważne przecież jak, istotne, by osiągnąć cel, czyli przejąć władzę po epoce Zjednoczonej Prawicy. Dlatego z jednej strony Donald Tusk i Rafał Trzaskowski przejmują lewicową agendę, choć za rządów koalicji PO-PSL nawet związki partnerskie były niemożliwe do wprowadzenia, innym razem mówią o katolickich wartościach. 

− Przepraszam, że będę brutalny, ale czy panowie: Kaczyński, Rydzyk, Jędraszewski, co oni wiedzą, na miłość Boga, o macierzyństwie, o ojcostwie, rodzinie, seksie, łóżku? – pytał lider PO, co zgromadzeni w radomskiej sali przyjęli z aplauzem. − Ludzie, jeśli ktoś wierzy w Boga, czuje się chrześcijaninem, to on może głosować na partię, która ma Mejzę, Kurskiego, o czym my w ogóle rozmawiamy? – pytał prowokacyjnie, zarazem sugerując odpowiedź. 

Pomieszanie dwóch porządków

Tak, taktyka Tuska jest sprytna, tylko że można ją obrócić. PO stała się w ostatnich latach bardziej tolerancyjna dla środowisk LGBT. Można śmiało założyć, że tak samo, jak w każdej partii, nie brak homoseksualistów w PO. Czy były premier podważy ich prawo do wypowiadania się o rodzinie czy ojcostwie? Zabieg jest prosty jak budowa cepa: wstawić jakiekolwiek nazwisko duchownego lub prezesa PiS, który nie założył rodziny, i wszystko jasne. Tyle że ta szkodliwa retoryka działa w obie strony. Nie można oburzać się na Kaczyńskiego, który krytykuje zbyt daleko idącą progresywność Lewicy – choć takową nie jest pomoc dla osób z zaburzeniami płci – a jednocześnie pochwalać tyrady Tuska rodem z gimbazy. Czy żarliwie wierzący katolik może głosować na partię Sławomira Nowaka i Józefa Piniora? 

Lider PO starał się połączyć inflację bezpośrednio z rządami PiS, sugerując, że jego gabinet zbiłby natychmiast drożyznę. Szkoda tylko, że nie wyjawił, w jaki sposób chciałby to zrobić. Ale to już standard: mało treści, dużo oskarżeń i krzyków, a konkrety? Najwyżej po wyborach, jak ogłosiła niedawno Izabela Leszczyna, która miałaby zająć się finansami publicznymi po zwycięstwie opozycji. 

W Radomiu na konwencji PO padła jednak jedna, rzeczywiście groźna zapowiedź. Daleko mi do pochwał w kierunku Adama Glapińskiego, który na początku kryzysu inflacyjnego popełnił błędy – m.in. przekonując, że nie grozi nam wzrost cen i wszystko jest pod kontrolą. Przy okazji dementował, że planuje podwyższać stopy procentowe. Później prezes NBP i jego krytycy zamienili się rolami – Rada Polityki Pieniężnej próbuje od późnej jesieni ub. roku dusić inflację, natomiast liberalni politycy i ekonomiści ganili otoczenie prezesa NBP i samego Glapińskiego za podwyżkę stóp, podjętą w lutym. 

Cel uświęca wywracanie ładu konstytucyjnego

Nie ma wątpliwości co do jednego: szef banku centralnego został wybrany na kolejną kadencję w sposób demokratyczny, większością głosów w Sejmie, zgodnie z zapisami konstytucji. Tymczasem najpierw poseł Bartłomiej Sienkiewicz w czerwcu, a następnie Donald Tusk zapowiedzieli, że wyrzucą z gabinetu NBP Glapińskiego i to bez konieczności uchwalania ustaw. 

„Znajdziemy sposób! Nie może być tak, żeby w rękach szaleńca zostawiać polskie pieniądze” – zapewniał w „Super Expressie” pierwszy z wymienionych polityków. Wydawało się, że to tylko mrzonka, słabszy moment nabuzowanego w antypisowskim zapale Sienkiewicza. 
Okazało się, że PO rzeczywiście zamierza naruszyć konstytucję, bez jej znowelizowania w parlamencie. „Adam Glapiński jest nie tylko niekompetentny, nie tylko nieprzyzwoity w tym, co robi. Adam Glapiński jest też nielegalny. Nie będzie ani dnia dłużej prezesem NBP. Wyprowadzę go z gabinetu. Nie trzeba będzie ustawy” – obiecywał Tusk w Radomiu. 

Jak do tego dojdzie? Konstytucja jasno precyzuje, że sześcioletnia kadencja szefa banku centralnego może zakończyć się przedwcześnie tylko pod wpływem śmierci, ciężkiej choroby lub rezygnacji. Inną drogą jest prawomocny wyrok sądowy i Trybunału Stanu. Po pierwsze – Glapiński żyje i ma się całkiem dobrze. Po drugie – nie ma postawionych jakichkolwiek zarzutów, a żeby stanął przed Trybunałem Stanu, to Tusk musi dysponować większością 2/3 głosów w Sejmie. Żeby jeszcze było praworządnie, to tenże skład sędziowski – zapewne, w wyniku kilkuletniej procedury – musiałby skazać urzędnika i pozbawić go funkcji publicznych. 

Zatem: jak to jest? Praworządność łamie PiS, zmieniając zasady gry w sądach, ale PO deklaracjami o nielegalnym pozbawieniu urzędu Glapińskiego już nie? Skoro zatem można usunąć prezesa NBP przed upływem kadencji na podstawie medialnych plotek o tajemniczej ekspertyzie prawników dla prezydenta Andrzeja Dudy – który zaprzeczył, że taka w ogóle istniała – podważających legalność wyboru Glapińskiego, to równie dobrze Tusk zapragnie wyrzucić z Pałacu Prezydenckiego głowę państwa. Bo dlaczego nie? 

Przyszłość, jaka wyłania się z Konwencji Przyszłości

Przecież do dziś najbardziej zaangażowany aktyw opozycji z „silnymi razem” i KOD włącznie jest święcie przekonany, że „sfałszowano wybory prezydenckie”, bo przegrał je Rafał Trzaskowski. Czy po takich scenach zainterweniowałaby Komisja Europejska, tak jak czyni to w przypadku sędziów po 2016 r.? Śmiem wątpić. 

Nawiasem mówiąc, podczas konwencji PO nie padły konkrety nie tylko na temat wizji partii opozycyjnej na Polskę, poza „depisyzacją”, lecz nawet przełomowe deklaracje na temat wspólnej listy wyborczej z Polską 2050, Lewicą i PSL. Szymon Hołownia i Włodzimierz Czarzasty wciąż się wahają, a Władysław Kosiniak-Kamysz nawiązał sojusz z Polską 2050 i Jarosławem Gowinem. 

Wszyscy chcą wygrać wybory, ale nie ufają w szczerość intencji Tuska i wiarygodność kilku badań sondażowych, pokazujących ogromną przewagę zjednoczonej opozycji nad partią Kaczyńskiego. W Radomiu, na który zwrócony był wzrok liderów innych partii, zabrakło w tej sferze przełomu. Jedno jest pewne: przed nami wyniszczająca, pełna negatywnych emocji kampania wyborcza, począwszy od jesieni. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Grzegorz Wszołek