Tomasz Grodzki walczy o swoje dobre imię, usiłując uzyskać wyroki skazujące dla autorów docierających świadków opisujących jego korupcyjne działania, a sam niczym diabeł święconej wody boi się konfrontacji z zeznaniami tych ludzi na sali rozpraw.
W sprawie marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego jak w soczewce skupia się cała patologia władzy III RP. Mamy upokorzenie zwykłych ludzi – obdzieranych z prawa do godnego leczenia. Jest buta i pogarda wobec zasad, bezczelne przekonanie, iż ludziom władzy wolno eksplorować instytucje państwa i ich zasoby wedle upodobania. Pojawia się też wątek komunistycznego aparatu represji jako elementu chroniącego całą tę patologię. I zmowa macierzystego środowiska, które zapewnia nietykalność.
Są też przedstawiciele tzw. czwartej władzy, wprzęgnięci w operację ochrony przestępstwa: bez skrupułów fałszujący rzeczywistość, zapewniający medialny kordon bezpieczeństwa i kierujący uwagę opinii publicznej na zupełnie poboczne wątki sprawy lub – tak jest w przypadku Grodzkiego – odwracający kota ogonem, by ukazać opinii publicznej podejrzanego jako arbitra uczciwości i gwaranta praworządności.
Sam marszałek, chroniąc się za immunitetem parlamentarnym, ściga i zastrasza dziennikarzy docierających do niewygodnych dla niego faktów. To naprawdę paradne – Grodzki walczy o swoje dobre imię, usiłując uzyskać wyroki skazujące dla autorów docierających do świadków opisujących jego korupcyjne działania, a sam niczym diabeł święconej wody boi się konfrontacji z zeznaniami tych ludzi na sali rozpraw. Gdyby marszałek Senatu nie miał sobie nic do zarzucenia w sprawie łapówek w kierowanym przez siebie szpitalu, zakończyłby ją już dawno. Wystarczyło ujawnić opinii publicznej dokumenty fundacji i zrzec się immunitetu.
Jednak z dość zrozumiałych dla każdego uczciwego obserwatora tej sprawy powodów Tomasz Grodzki wybrał zupełnie inną drogę. Mógł tak uczynić, bo polskie prawo w sposób nadzwyczajny chroni parlamentarzystów – ale kosztem poczucia uczciwości życia publicznego.
Casus marszałka Senatu winien być powodem otwarcia ogólnonarodowej dyskusji na temat granic tej specjalnej ochrony. Nasza demokracja płaci spadkiem zaufania wyborców za takie afery jak ta dotycząca trzeciej osoby w państwie.