Niestety, tym razem ojciec Tadeusz Rydzyk naprawdę przesadził. Jego słów o motłochu na Przystanku Woodstock trudno nie uznać za oburzające.
Zacytujmy dokładnie: „Przyjeżdża banda, wszystko jedno czym motywowana, obłędem, namiętnością, szowinizmem, łapówkami, ale zachowuje się tak, jakby była motłochem”. Cóż za stek kuriozalnych pomówień (przyjeżdżają na festiwal, bo dali im łapówkę?! Psychiatryk!), obraźliwych epitetów, nietolerancji dla stylu życia innych! Ileż w tym agresji, złości, fanatyzmu. Jak ojcu dyrektorowi nie wstyd? Przecież to niszczenie demokracji, zastępowanie argumentów obelgami. Zaraz, zaraz, przepraszam, kartki mi się skleiły. To jednak słowa Władysława Bartoszewskiego o uczestnikach powstańczych uroczystości na Powązkach. Cóż za odważna, kwiecista, bezkompromisowa wypowiedź, demaskująca skorumpowanych kombatantów i ich rodziny! Ktoś wreszcie przełamał tabu, nakazujące szacunek dla rzekomych bohaterów powstania oraz ich rodzin. I otwarcie wskazał, że to bezczelni przebierańcy, sowicie opłaceni, zakamuflowani hitlerowcy. No bo kto inny mógłby protestować na widok najwyższych autorytetów moralnych Tuska i Bartoszewskiego, jak nie hitlerowiec?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Piotr Lisiewicz