W przypadku marszałka Grodzkiego skoncentrowały się wszystkie patologie polskiej demokracji. Po pierwsze, tworzenie politycznych porozumień z pogwałceniem elementarnej przyzwoitości, prawa i obyczajów parlamentarnych. Po drugie, oderwanie instytucji demokratycznej od swobodnej debaty, co jest skrajnie niebezpieczne dla ustroju parlamentarnego.
To, że nie pozwolono wypowiadać się prokuratorowi, który mógłby przedstawić opinii publicznej i senatorom, jakie zarzuty dotyczą marszałka; to, że tej debacie towarzyszyło zastraszanie dziennikarzy; to, że senatorowie tak naprawdę nie mieli szansy na zapoznanie się z wnioskiem prokuratury, dodajmy, który nie jest tajny – to wszystko świadczy o tym, że prócz dotychczasowej zasady Neumanna: „jesteś z nami, w sądach nie stanie ci się nic złego”, działa dużo gorsza – omerty. Czyli zakaz mówienia o patologiach, które dotyczą „naszych”: „jesteś z nami, nie tylko nie stanie ci się krzywda, ale nawet nie będzie wolno powiedzieć o tobie złego słowa”. Tak historia zatoczyła koło i ci, którzy najgłośniej krzyczą o demokracji i praworządności, sami stosują komunistyczny zamordyzm, a parlament w ich rękach jest tylko maszynką do wspierania własnych interesów.