Dziś myślący człowiek słyszący epitet: faszysta, co najwyżej uśmiecha się z politowaniem. Szczególna zasługa w tym oczywiście propagandy lewicowej, pracującej nad tym od dekad. W ostatnich jednak latach pokaźną cegiełkę dołożyły do tego także środowiska mieniące same siebie „liberalnymi”. To właśnie one, w momencie porażki politycznej, nie mogąc się pogodzić z utratą władzy, uznały, że sięgną do sprawdzonych, bolszewickich wzorców propagandy i dehumanizacji przeciwnika. Widać to szczególnie na przykładzie Stanów Zjednoczonych, gdzie Donald Trump, wybrany w demokratycznych wyborach prezydent, okazał się prawdziwym antychrystem, potworem i faszystą, prowadzącym świat ku zagładzie. W wersji nawet bardziej prymitywnej mieliśmy oczywiście to samo na naszym podwórku. PiS regularnie określany jest mianem faszystów, nazistów, rasistów, partii dyktatorskiej i nie wiadomo czego jeszcze. Niezależnie jednak od tego, do jak żenującej propagandy wykorzystywane jest dziś to słowo, prawdziwi faszyści naprawdę istnieją, nie są tylko postaciami z liberalno-lewackich bajek dla ich otumanionych wyborców. Co ciekawsze, okazuje się, że jeśli gdzieś ich szukać, to właśnie po stronie tych, którzy najczęściej swoich przeciwników politycznych właśnie od faszystów wyzywają. Bądź co bądź, jeśli spojrzeć na towarzystwo i poglądy ludzi tworzących Jobbik, dziś partnerów Tuska w walce o „demokrację” na Węgrzech, to tak, można uznać, że faktycznie mamy do czynienia z faszystami. Skrajnymi, pełnymi nienawiści wobec innych nacji, proputinowskimi itd. Wszystko to okazuje się jednak nieważne. Jak widać, walczyć z wymyślonymi faszystami można, sprzymierzając się z tymi prawdziwymi. To chyba mówi wszystko o prawdziwych hasłach stojących dziś za tzw. europejskimi wartościami, o które tak walczą TVN, „GW” czy Tusk. Powrót do koryta, za wszelką cenę.