„Europa jest nadal zbyt zależna od rosyjskiego gazu”. Naprawdę można mieć dość tych prawicowych obsesji! Ale zaraz, zaraz, który polityk wypowiedział właśnie te słowa? Zrobiła to właśnie przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Gdy zrobiło się gorąco w Europie, gdy Putin ściągnął maskę „łagodnego satrapy”, z którym da się bezpiecznie robić interesy, brukselskie elity zaczęły mówić prawdę.
Prawda, jak wiemy dobrze z własnych dziejów, sporo kosztuje, szczególnie gdy ma się za sąsiada agresywne państwo z przemocowymi tradycjami, przekonane o swojej imperialnej bezkarności. Europa budzi się z geopolitycznej drzemki wbrew sobie. Dobre i to, oby wystarczyło zachodnim elitom po tej i tamtej stronie Atlantyku determinacji. W tej historii i straszne, i śmieszne jest jeszcze co innego: to pan od „polsko-rosyjskiego resetu”, czyli Donald Tusk. On chyba zapomniał, że własną pozycję w czasach premierowania budował na lawirowaniu między interesami Niemiec i Rosji. Berlinowi z pewnością się to podobało. Dziś lider Platformy Obywatelskiej próbuje pouczać polski rząd, co powinien robić w polityce międzynarodowej. W tym wszystkim interesuje jedno: jak krótką pamięć mają Polki i Polacy?