Tusk będzie organizował coraz śmielsze rajdy różnej maści europejskich polityków na Polskę, ataki Komisji Europejskiej czy TSUE staną się jeszcze bardziej bezczelne i brutalne. Przewodniczący Platformy najwyraźniej ocenia, że to jedyny sposób na odebranie PiS władzy.
Tusk wyraźnie nie potrafi się odnaleźć w krajowej polityce. Chwilowa aktywność w terenie, przerywana długim czasem kompletnej bierności, wirtualne pogadanki i brak propozycji – tak funkcjonuje po przejęciu przywództwa w Platformie Obywatelskiej. I paradoksalnie tym, co mu najsprawniej poszło, jest odebranie władzy Budce i ogranie Trzaskowskiego.
Na wewnątrzpartyjnym podwórku zrealizował swój plan.
Na forum ogólnopolskiej polityki ewidentnie nie może znaleźć sobie miejsca i ma problem ze zrozumieniem zmian, które zaszły w Polsce po zwycięstwie Prawa i Sprawiedliwości.
Po pierwsze, nie pojmuje, że wyborcy stali się bardziej wymagający. Wiedzą, że program wyborczy ma wartość, że oferta polityczna autentycznie może zostać wcielona w życie.
To dla Tuska podwójny kłopot. Nie ma konkretnej oferty, kilka miesięcy temu twierdził nawet, że jest ona niepotrzebna; zyskał za to wizerunek polityka niewiarygodnego. Zatem nawet jeśli coś zaproponuje, będzie mu niezwykle trudno przekonać wyborców do tego, by mu uwierzyli.
Po drugie, Tusk nie wygrywał bez medialnego kordonu sanitarnego. To kluczowa sprawa. Wszystkie zwycięstwa wyborcze Platformy następowały w sytuacji niemal monopolu medialnego. Przewodniczący PO błyszczał, żartował, nie popełniał gaf, bo miał nadzwyczajną ochronę medialną. A media niezależne stanowiły wówczas ułamek przekazu. A i tak wiemy, że mimo to były pod bacznym okiem ówczesnych służb, z kolei przyboczni premiera działali na rzecz uszczelnienia tego kordonu.
Dziś Tusk nie ma tak cieplarnianych warunków. Ciągle ma fory – ale bez komfortu z czasów swojego premierostwa. I gołym okiem widać, iż ma z tym problem. Ucieka przed dziennikarzami, chowa się za wirtualnymi konferencjami albo traci panowanie nad sobą i staje się agresywny. I choć takie słowne bijatyki z reporterami telewizji publicznej mogą się podobać grupce najbardziej schamiałych działaczy KOD, to wśród wyborców bardziej neutralnych i mniej zaangażowanych (a ich przychylność musi pozyskać każda partia walcząca o przejęcie władzy) będą utrwalać jego niekorzystny wizerunek.
Dlatego właśnie najsilniejszą polityczną bronią Tuska w walce o wyborcze zwycięstwo będzie „zagranica” – czyli ataki urzędników instytucji UE na Polskę. To potencjał Europejskiej Partii Ludowej w Unii jest dziś cenniejszy niż ten, którym dysponuje PO. Dlatego właśnie Tusk będzie organizował coraz śmielsze rajdy różnej maści europejskich polityków na Polskę, ataki Komisji Europejskiej czy TSUE staną się jeszcze bardziej bezczelne i brutalne. Przewodniczący Platformy bowiem najwyraźniej ocenia, że to jedyny sposób na odebranie PiS władzy. Bez wątpienia nie musiał w Brukseli – a przede wszystkim Berlinie – nikogo specjalnie do tego namawiać. Siła polityczna walcząca o władzę i błagająca wręcz o atakowanie własnego kraju to wymarzony partner dla tego towarzystwa. Z kolei Tusk ma już spore doświadczenie w płaceniu interesem RP za spełnianie swoich ambicji – zatem trafił swój na swego.