Na Zachodzie jest ona specjalnością radykalnej lewicy, u nas zresztą istniała i bez niej, wystarczyli liberałowie. Przekonywali się o tym najczęściej historycy, choć i kilku artystom udało się załapać. Rewolucja pożera swoje dzieci jednak coraz żarłoczniej i coraz częściej słychać na samej lewicy głosy wzywające do opamiętania, płynące ze strony osób, które same są już nadgryzane lub tylko widzą, że znalazły się na karcie dań. HBO świętuje właśnie 20 lat od premiery pierwszego filmu o Harrym Potterze, jednak do celebry nie zaproszono autorki serii książek, bez której tego sukcesu by nie było. Czemu? J.K. Rowling stała się wrogiem publicznym, ponieważ pozwoliła sobie na uwagę, że osoby menstruujące mają swoją nazwę – kobiety. Obecny stan świadomości lewicy uważa tego typu stwierdzenie za wykluczenie osób transpłciowych, w hierarchii myślozbrodni jedno z większych przewinień. Żegnaj, święty spokoju, żegnajcie, gale HBO! Kobiety zaczynają tracić na rewolucji, która się od walki o ich równouprawnienie zaczynała, bo rewolucja ma już nowe obiekty zainteresowania. Głośno, również u nas, o książce Christyny Lamb „Our Bodies, Their Battlefield”, opisującej losy kobiet gwałconych na wojnach. W Kanadzie spotkanie o opowiadającej o takim właśnie dramacie jazydzkiej laureatce pokojowego Nobla Nadii Murad zostaje odwołane, by nie przyczyniało się do islamofobii.
Wszystko to jednak blednie przy informacji, że w tym samym kraju ze szkolnych bibliotek znika „Opowieść podręcznej”, której serialowa wersja była pierwszym kulturowym odwołaniem protestów aborcyjnych, ponieważ operuje ona mizoginistycznym językiem. Apetyt rewolucji nie słabnie.