Kilka dni temu dyrektor generalny Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) Tedros Adhanom Ghebreyesus uznał wprowadzanie ograniczeń podróży przez wiele krajów za „nieracjonalną reakcję” na wariant koronawirusa omikron. Cieszy ten głos, bo coraz częściej odnoszę wrażenie, że wpadamy globalnie w korkociąg przesadzonych reakcji.
Tak jakby globalna szokowa terapia miała trwać i trwać – bez refleksji nad tym, że łatwo przeoczyć moment, w którym lekarstwo stanie się gorsze od choroby. Powiem jasno: jestem zwolennikiem dobrowolnych szczepień i zakładania maseczek w zamkniętych miejscach publicznych. Wiem jednak dobrze, że mechanizmy medialne (także mało znane i mało czytelne mechanizmy rynkowe) to niestety często gra na silnych emocjach. Na zbiorowej psychozie przegramy wszyscy, słabsi jak zwykle bardziej. Bo warto pamiętać, że ludzie w Polsce wciąż umierają też na raka, choroby serca i układu krążenia, z powodu problemów psychicznych. Gdy widzę, słyszę i czytam, że omikron przedstawiany jest już właściwie jako nowa apokalipsa, mówię jasno – nie może być na to zgody! Nie dlatego, że bagatelizuję pandemiczne wyzwania. One wciąż są faktem. Ale dlatego, że masowa psychoza to także ciężka społeczna choroba.