Atak na naszą wschodnią granicę pokazał, że polskie państwo potrafi sprostać takiemu wyzwaniu. Jest skuteczne, przygotowane logistycznie i obronnie na taką sytuację. To bardzo dobra wiadomość, bo napięcie w tej części naszego terytorium będzie się utrzymywać.
Można powiedzieć, iż w tym aspekcie Rzeczpospolita wygrała podwójnie. Po pierwsze, atak okazał się nieskuteczny, służby opanowały sytuację, i to stosując najłagodniejsze w zaistniałych okolicznościach środki. Po drugie, władze RP działały adekwatnie – bez histerii: wykorzystały możliwości aparatu własnego państwa i pokazały się na arenie międzynarodowej jako dawca stabilizacji i bezpieczeństwa. To wielka wartość, niekiedy niezauważana, a oznaczająca awans w hierarchii krajów NATO. Bo bez względu na opowieści części opozycji silne państwo zdolne samodzielnie radzić sobie z problemami – w tym z atakiem na jego terytorium – zyskuje w oczach sojuszników. Wizerunkowo traci ten, kto bez wykorzystania własnego potencjału od razu rzuca się z prośbą o pomoc do innych. Jednocześnie konieczność obrony wschodniej granicy Rzeczypospolitej ujawniła największą słabość naszego państwa – niemal nieograniczoną możliwość rozgrywania nas, Polaków. Ów front warszawski, o którym kilka tygodni temu mówił na łamach „Gazety Polskiej” wicepremier Jarosław Kaczyński, okazuje się znacznie trudniejszy do pokonania niż to się mogło wydawać. Oczywiście totalność opozycji jest doskonałym podglebiem do maksymalizowania podziałów społecznych i ich radykalizowania. Sądzę jednak, iż bardzo wielu z nas miało nadzieję, iż bezpośrednie zagrożenie bezpieczeństwa państwa jest sprawą mającą potencjał jednoczący. A tak nie jest. Największa partia opozycyjna była nie mniej zajadła w atakowaniu i sabotowaniu działań obronnych jak propaganda Mińska i Moskwy. Sprzyjające jej media i zastępy mniej lub bardziej oszalałych celebrytów formułowały wobec polskich żołnierzy czy pograniczników dosłownie takie same oskarżenia jak media Łukaszenki czy Putina z ich najbardziej zajadłymi antypolskimi personami. Spójrzmy na recepty partii Tuska na sytuacją na naszej wschodniej granicy. Gdyby zebrać je w całość, brzmiałyby one tak: wpuścić zwiezionych przez Łukaszenkę ludzi, nie umacniać granicy, nie budować zapór, nie wprowadzać stanu wyjątkowego, czyli dopuścić każdego na teren operacji przeciwko Polsce i jednocześnie bić na alarm: domagać się od wszystkich pomocy. Uruchamiać Unię, ściągać NATO i prosić, by to szefowa Komisji Europejskiej do spółki z kanclerz Niemiec czy kimkolwiek jeszcze rozwiązywały nasz problem. Pomijając fakt, iż to działanie kompletnie nielogiczne – skoro nie bronimy granicy, to po diabła nam NATO? – to ono jest zabójcze dla naszego statusu. Gdyby scenariusz kreślony chaotycznie przez przedstawicieli opozycji wszedł w życie, Polska zostałaby zredukowana do poziomu państwa niesamodzielnego. Klienta oczekującego pomocy. Celowo używam słowa „klient”, bo tak jak klient ma obowiązek zapłacenia za towar czy usługę, tak i my nie otrzymalibyśmy żadnego wsparcia za darmo. Totalna opozycja zaproponowała totalną nieskuteczność. Jeśli spojrzymy na dokonania Platformy i samego Tuska w sytuacjach kryzysowych, będących bezpośrednim zagrożeniem bezpieczeństwa naszego państwa, to można bez problemu udowodnić tezę, iż za każdym razem aplikowali Polsce totalną nieskuteczność. 2008 rok, atak na Gruzję – przedstawiciele PO wyszydzają międzynarodową akcję prezydenta Kaczyńskiego dokładnie tak, jak czyniła to rosyjska propaganda.
Warto dodać, że śp. Prezydent dokonał wówczas rzeczy wielkiej, która bez wątpienia jest jednym z największych sukcesów polskiej dyplomacji po 1989 roku i dała początek budowaniu sojuszu państw naszego regionu. Rok 2010 i śmierć delegacji RP. Premier Tusk nie tylko odstępuje od ochrony samolotu rządowego RP i osób nim podróżujących, lecz także od pierwszych godzin po tragedii synchronizuje swój przekaz z narracją Kremla w tej sprawie. Oddaje badanie wraku i ciał Rosjanom, rezygnuje z przysługującego Polsce prawa międzynarodowego. Rok 2014, atak Federacji Rosyjskiej na Ukrainę. Rząd kierowany przez Donalda Tuska zostaje wypchnięty z ustaleń dotyczących sytuacji za naszą wschodnią granicą, która jest przecież bezpośrednio związana z naszym bezpieczeństwem. Tego mającego podobno taki posłuch na Zachodzie Tuska nie ma przy stole w Mińsku. Klamkę od zewnątrz kazano oglądać szefowi jego dyplomacji. Nie ulega zatem wątpliwości, że dziś największą słabością Polski w konfrontacji z agresorem ze Wschodu jest totalna opozycja, która w chwilach bezpośredniego zagrożenia zaczyna działać niczym tryb w maszynie sprawcy ataku, a nie element polskiego państwa.