Gołym okiem widać, że potencjał Tuska jest na wyczerpaniu. Nowy-stary przewodniczący nie ma pomysłu na swoją dalszą aktywność, a brak możliwości ścierania się z PiS w parlamencie w naturalny sposób spycha go na polityczny aut
Postkomunistyczny tygodnik „Polityka” dopominał się od Tuska kolejnego powrotu do polskiej polityki. Nie dlatego, że jest złakniony takich imprez, lecz dlatego, że powrót po prostu nie wypalił. Miał potrząsnąć rodzimą polityką, zmienić układ sił i spowodować odsunięcie PiS od władzy. A tymczasem kilka tygodni po szumnym zjeździe króla Europy Platformie udało się odbić część utraconych na rzecz Hołowni wyborców i dobić do poziomu poparcia z czasów Kopacz. Sęk w tym, że od kilkunastu dni coraz więcej sondaży wykazuje topnienie sympatii dla PO. Gołym okiem widać, że potencjał Tuska jest na wyczerpaniu. Nowy-stary przewodniczący nie ma pomysłu na swoją dalszą aktywność, a brak możliwości ścierania się z PiS w parlamencie w naturalny sposób spycha go na polityczny aut. W tej sytuacji jego wystąpienie na konwencji w Płońsku trudno odczytywać inaczej niż jako próbę ratowania własnej skóry. Były premier napominał, pouczał i lekko beształ swoich partyjnych kolegów, ale po to, by to im przypisać winę braku zdecydowanego odbicia sondażowego PO. Nie ma żadnej zmiany wizerunku – ta pokazowa połajanka nie jest bynajmniej zapowiedzią jakiegoś nowego otwarcia w Platformie.
Jej przekaz jest inny i bardzo prosty: to przez was – na przykład – kolego Grodzki, Nitrasie czy Sterczewski – ludzie się do nas nie garną, a nie przeze mnie. Tusk ucieka do przodu. Jego pozycja w partii nie jest niezachwiana. Władzę zdobył proceduralno-koteryjnymi gierkami, a nie uczciwą rywalizacją. Jego nadzieją było rozchwianie sytuacji politycznej w kraju, rozbicie większości rządzącej i przejęcie techniczne władzy przed przyspieszonymi wyborami. A ten scenariusz wygląda na mało prawdopodobny. Tusk jako pozaparlamentarny lider Platformy w takich warunkach będzie się zużywał. I nie może być pewien tego, że nie spotka go los Kidawy-Błońskiej, tj. szybka podmianka przed wyborami. Ale jest jeszcze jeden skutek obarczania innych odpowiedzialnością za słabe efekty powrotu. Jest nim umacnianie w części wyborców przekonania o tym, że Platforma jest niewiarygodna. Wszyscy słyszeli marszałka Grodzkiego ogłaszającego konieczność likwidacji trzech czwartych szpitali w Polsce, a teraz usłyszeli Tuska perorującego o potrzebie wzmacniania lokalnych placówek ochrony zdrowia. Po Nitrasie zapowiadającym – wielokrotnie – prześladowania katolików, Tusk ogłasza, że Platforma to partia niemal wyłącznie ludzi związanych z Kościołem. Wyborcom antypis zapewne nie przeszkadza ten totalny rozjazd, ale inni będą zdezorientowani.