Kadłub Tu-154 zaczął się rozpadać około 120–140 metrów przed pierwszym zetknięciem się maszyny z ziemią. Świadczą o tym liczne jego części odnalezione w tej odległości od wrakowiska, dokładnie opisane w oficjalnych dokumentach z 10 i 11 kwietnia 2010 r. Zdaniem Antoniego Macierewicza, to przesądzający dowód, że w tupolewie doszło do eksplozji.
Aż kilkadziesiąt elementów samolotu – pochodzących zarówno ze skrzydeł, jak i z kadłuba – odnaleziono tuż po katastrofie na obszarze, nad którym leciał tupolew, w odległości ok. 300 m przed miejscem pierwszego kontaktu maszyny z ziemią.
Jak podkreśla w rozmowie z „GP” Antoni Macierewicz, przewodniczący zespołu parlamentarnego ds. zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, część tych fragmentów znajdowała się na szosie i w rowie za jezdnią, a więc w znacznej odległości od wrakowiska (ok. 120–140 m).
Dlaczego kadłub rozpadał się, skoro samolot był jeszcze w powietrzu? Na pewno nie w wyniku kontaktu z drzewami, bo niemożliwe jest, aby mogły one spowodować aż tak duże uszkodzenia – i to nie skrzydeł, lecz kadłuba. „GP” dowiedziała się, że wśród odnalezionych elementów kadłuba są części długości 70 cm i szerokości kilkunastu cm. Tylko eksplozja samolotu w powietrzu może wytłumaczyć fakt, że tak pokaźne elementy znalazły się aż 140 m przed pierwszym zetknięciem się maszyny z ziemią.
Części znalezione 10 kwietnia
Skąd wiemy o odnalezieniu kilkudziesięciu części samolotu, w tym elementów kadłuba, w okolicy szosy Kutuzowa?
Zespół parlamentarny pod przewodnictwem Antoniego Macierewicza dotarł do trzech oficjalnych dokumentów rosyjskich z 10 i 11 kwietnia 2010 r. –
Są to protokoły z podpisami urzędników państwowych. Pierwsze dwa dokumenty pochodzą z dnia katastrofy, dokładnie z godzin popołudniowych, trzeci datowany jest na 11 kwietnia 2010 r. – ujawnia Antoni Macierewicz.
Pisma zawierają precyzyjny opis, łącznie z rozmiarami, kilkudziesięciu elementów samolotu, a wyliczono ich ponad 100. W dokumentach zaznaczono m.in., że opisywane części zostały sfotografowane. O dokładności badania elementów świadczy fakt, że
skatalogowano nawet najdrobniejsze szczątki (np. fragment o długości 68 mm i szerokości 14 mm leżący, jak stwierdzono, w odległości 291 cm od linii rozdzielającej pasy ruchu na szosie Kutuzowa). W dokumentach wyraźnie wyszczególniono, które części pochodzą ze skrzydeł, a które z kadłuba. Największy znaleziony element ma ok. 70 cm długości i kilkanaście centymetrów szerokości.
Jak mówi nam Antoni Macierewicz, niezwykle interesujące byłoby obejrzenie fotografii stanowiących uzupełnienie pisemnej dokumentacji. Na ich podstawie można by bowiem stwierdzić, czy opisane elementy pochodzą z jednego określonego miejsca w kadłubie, czy też z kilku różnych miejsc. –
Ten opis to przełomowy dowód w badaniu katastrofy, gdyż stanowi on udokumentowany fakt rozpadu kadłuba w powietrzu. Jeżeli zwolennicy wersji MAK i Millera będą chcieli podważyć te ustalenia, najpierw zmuszeni będą przesłuchać autorów tych dokumentów i udowodnić im kłamstwo – twierdzi przewodniczący zespołu parlamentarnego.
Przypomnijmy, że dotychczas przed punktem zetknięcia się samolotu z ziemią znajdowano jedynie fragmenty skrzydeł. Tłumaczono to rzekomym faktem uderzenia tupolewa w brzozę, a wcześniej – jego kontaktem z innymi drzewami.
Odnalezienie w odległości 140 m od miejsca katastrofy dużych, kilkudziesięciocentymetrowych elementów kadłuba całkowicie podważa tę wersję.
Zniszczenia nastąpiły w powietrzu
O tym, że kadłub Tu-154 zaczął rozpadać się już w powietrzu, wielokrotnie mówili eksperci zespołu parlamentarnego. Prof. Kazimierz Nowaczyk wskazywał, że ok. 35 m nad ziemią system TAWS zapisał ostatni komunikat (nr 38), a towarzyszyły temu dwa odnotowane przez rejestrator wstrząsy: jeden słabszy, drugi silniejszy. Dr inż. Grzegorz Szuladziński z australijskiej firmy Pty Ltd dokonał analizy, z której wynika, że
zniszczenia widoczne po rozbiciu się Tu-154 mogły zostać spowodowane jedynie wybuchami, jakie nastąpiły wewnątrz samolotu. Według dr. Szuladzińskiego, tylko eksplozja mogła doprowadzić do powstania tak dużej liczby odłamków. Dr inż. Wacław Berczyński, były konstruktor Działu Wojskowo-Kosmicznego Boeinga, zbadał z kolei naprężenia w elementach struktury Tu-154 po jego rozpadzie. „
Struktura samolotu, części jego powłoki zostały poddane ciśnieniom, które nie były przewidziane w konstrukcji. Musiała być jakaś duża siła, a raczej – nazwijmy rzecz po imieniu – eksplozja, która spowodowała wyrwanie nitów, a następnie rozerwanie poszycia” – skonstatował.
Za hipotezą rozpadu samolotu nad ziemią przemawia też ujawniona przez „Gazetę Polską” – a potwierdzona przez polską prokuraturę wojskową – informacja dotycząca przerwania działania komputera pokładowego (FMS). Według danych zawartych w końcowym raporcie MAK, przestał on funkcjonować kilkanaście metrów nad poziomem lotniska, o godz. 10:41:05.
Podane przez MAK współrzędne miejsca pierwszego zderzenia się samolotu z gruntem i współrzędne zatrzymania się komputera pokładowego FMS dzieli ok. 60 m, choć powinno to być to samo miejsce. Ważna jest też odległość od miejsca pierwszego uderzenia w ziemię. Gdy nastąpił zanik zasilania FMS, polski Tu-154 znajdował się około 60 m przed miejscem pierwszego zderzenia z gruntem i około 600 m od progu pasa.
Źródło: Gazeta Polska
Leszek Misiak,Grzegorz Wierzchołowski