„Nie widać końca żartów z Pawła Kukiza” – poinformował jeden z portali, po czym opowiedział (a zapewniam, że bylibyśmy bez tej wiedzy szczęśliwsi) o tym, że legenda satyry i humoru, ostatnio aktywny chyba tylko w biuletynie Platformy „Pogłos”, Jacek Fedorowicz napisał na temat wspomnianego posła.
Kto chce, ten sobie tę perełkę humoru znajdzie, poziomem nie odbiega ona od wrzuconego przez Krzysztofa Śmiszka zdjęcia ciastek w kształcie nieprzyzwoitym, nazwanych „kukizy” i sprzedawanych przez najwyraźniej mocno rozpolitykowanego piekarza. Ja bym chyba nie kupił, bo co to za radość, ale być może jakiś równie rozpolitykowany amator pieczywa się skusi. Co kto lubi. Nie wiem, czy podobne żarty zostaną z nami na długo, czy ustąpią próbom kuszenia Kukiza do współpracy, a wykrzyczane przed chwilą obelgi pójdą, jednostronnie, w zapomnienie. Tyle że sam Paweł Kukiz w polityce jak w sztuce, przynajmniej tej, którą podpisywał sam, kieruje się bardziej emocjami niż kalkulacją.
Dlatego też najgłośniej dziś odcinają się od niego ci, którzy na współpracy z nim wcześniej próbowali zarobić, pisząc komercyjne, stadionowe hity. Odcina się zespół Piersi, który zamienił punkowy kabaret na bałkańską biesiadę i niewątpliwie wyszedł na tym finansowo znakomicie. Tyle że akurat z tej strony zarzuty wobec dawnego wokalisty, że się sprzedał, brzmią niepoważnie. Miałem kiedyś okazję Kukiza poznać, pogadać, trochę się pokłócić, a wszystkiego na tyle, by wiedzieć, że działa ze szczerymi intencjami. Nawet jeśli akurat skłania go to do zupełnie absurdalnych posunięć. I wiem, że z tym bagażem słuchać będę już zawsze jego piosenek, których większość dzisiejszych fanów i hejterów nigdy nawet nie słyszała, bo akurat one do radia nigdy się nie załapały. Szkoda, bo może lepsza znajomość twórczości Kukiza-artysty pomogłaby rozsądniej patrzeć na Kukiza-polityka i ostrożniej ważyć i nadzieje, i emocje.