Naprawdę trudno uwierzyć, by politycy Platformy, PSL czy Lewicy jak jeden mąż poruszali się po brukselskich czy strasburskich korytarzach jak wystraszone dzieci i zatracili zdolność odczytywania konsekwencji swoich działań. Jeśli ciągłe uderzanie w interes RP, domaganie się piętnowania własnego kraju, odbierania mu praw, należnych środków nie jest zdradą, to co nią jest?
Świat staje się coraz bardziej niebezpieczny. Pandemia to tylko jeden z elementów spychających w destabilizację. Ciągle jeszcze nierozpoznany i o niewiadomym zakończeniu.
Ale sama skala wojny dezinformacyjnej, która się wokół niej toczy, wskazuje jasno, iż w grę wchodzą gigantyczne interesy. Sytuacja za naszą wschodnią granicą przybiera obrót coraz bardziej niepokojący nie tylko dla naszego państwa, ale także dla całego regionu. A dość mocna perspektywa dokończenia Nord Stream 2 tylko pogarsza cały obraz geopolityczny. Dziś priorytetową koniecznością jest przyśpieszenie zbrojenia polskiej armii. Na ten cel rząd powinien przeznaczać tak duże środki, jakimi tylko zdoła dysponować.
Lecz sprawność i zdolność bojowa wojska to jedno, drugie to pewność, że w każdej sytuacji zagrażającej interesowi Rzeczypospolitej wśród większości naszej klasy politycznej można liczyć na lojalność. Nie wobec rządu czy Zjednoczonej Prawicy, lecz wobec Polski. Niestety, doświadczenia ostatnich lat każą zakładać, że nie ma co na to liczyć. I gdy dziś dokonujemy przeglądu krytycznych elementów składających się na szeroko rozumiane bezpieczeństwa RP, to można powiedzieć, iż lojalność wobec własnego państwa polityków reprezentujących dziś Polskę na zewnątrz jest jednym z najsłabszych ogniw. Ciągłe inicjowanie albo występowanie w roli inicjatora działań wymierzonych we własną ojczyznę nie może być już dalej usprawiedliwiane chęcią odzyskania władzy. Naprawdę trudno uwierzyć, by politycy Platformy, PSL czy Lewicy jak jeden mąż poruszali się po brukselskich czy strasburskich korytarzach jak wystraszone dzieci i zatracili zdolność odczytywania konsekwencji swoich działań. Jeśli ciągłe uderzanie w interes RP, domaganie się piętnowania własnego kraju, odbierania mu praw, należnych środków nie jest zdradą, to co nią jest? Takiej aktywności nie da się wytłumaczyć swoim zdaniem czy bajką o europejskiej solidarności albo europejskiej rodzinie. Unia rodziną ani klubem przyjaciół nie jest – jest formą cywilizowanej rywalizacji o własne interesy, pomysłem na współdziałanie gospodarcze, a nie krainą szczęśliwości. Już samo wmawianie Polakom, że jakiś nieznany im z niczego polityk niemiecki czy holenderski jest tak przejęty naszym sądownictwem i kieruje nim troska o podsądnych w Polsce, a nie interes jego własnego kraju, jest obrażaniem inteligencji wyborców w Rzeczypospolitej. Bo ci wszyscy zagraniczni obrońcy wolnych sądów w Polsce nie mają bladego pojęcia ani o naszej historii, naszej konstytucji, ani o tym, jak wygląda proces sądowy w naszym kraju. Nawet więcej – idę o zakład, że ich to nawet nie interesuje. Cała praworządność jest dla nich jedynie narzędziem służącym zmianie charakteru UE. Przetransformowaniu Unii w twór parapaństwowy nakierowany na realizację interesów najbogatszych państw Wspólnoty. Uczestnictwo w tym procesie polskich posłów jest igraniem z przyszłością ludzi, którzy ich wybrali. To współczesna zdrada.