Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Umarł król, ale czy żyje król?

W niedzielę przy okrzykach: „hańba!”, „skandal!” Kneset przegłosował stosunkiem głosów 60 do 59 powołanie nowego rządu, który tworzy osiem partii. Posłowie z partii religijnych, dawni koalicjanci Likudu Binjamina Netanajhu, usiłowali zakrzyczeć exposé nowego izraelskiego premiera, którym został 49-letni Naftali Bennett, lider narodowo-prawicowej partii Jamina.

Bennett będzie premierem do września 2023 r., kiedy to ma się wymienić stanowiskami z Jairem Lapidem, który do tego czasu będzie szefem izraelskiej dyplomacji. Izraelską obronnością dalej będzie zarządzał były szef sztabu armii izraelskiej Benny Ganc, natomiast sprawami wewnętrznymi kierować będzie Ajjelet Szaked, koleżanka partyjna Bennetta, która chwilę po otrzymaniu nominacji zapowiedziała, że pod jej kierownictwem Izrael uszczelni granice i wyrzuci nielegalnych emigrantów z Afryki, którzy zdominowali południowy Tel-Awiw. Deklaracja nowej szefowej izraelskiego MSW z miejsca wywołała sprzeciw lewicowej Partii Pracy, która tak jak jej amerykańskie i europejskie odpowiedniki przyjmuje narrację proimigrancką. A zatem nowy rząd jeszcze nie opuścił Knesetu, by jego członkowie mogli zasiąść w swych gabinetach, a już mamy konflikt. Co ważne, 59 posłów ze 120-osobowego izraelskiego parlamentu zgrupowanych wokół Binjamina Netanajahu nie zamierza ułatwiać nowej władzy sprawowania rządów. 

Pomiędzy izraelskimi Arabami a ortodoksami

W czasie exposé nowy premier zapowiedział wzrost wydatków publicznych na rzecz społeczności arabskiej i ortodoksyjnych żydów. Dotowanie zaniedbywanego od dekad sektora arabskiego bulwersuje polityków Likudu i ultraortodoksów. Pierwsi chcą zdyskredytować nową koalicję i jej sojusz z islamską partią Ramiego Mansoura Abbasa, który nie dość skutecznie zapobiegał niedawnym zamieszkom izraelskich Arabów. Ultraortodoksi obawiają się z kolei uszczuplenia swoich dotacji wobec trudności wynikających z pandemii oraz ostatniej wojny z Hamasem.

Niemniej, jeśli Bennett chce rządzić, to musi za ten przywilej płacić, co nie jest niczym nowym w realiach blisko­wschodnich, jednak poważnym problemem jest znalezienie na to środków. Izraelski sektor turystyczny jest zamrożony po pandemii i konflikcie z Hamasem, a środowiska lewicowe na Zachodzie zamierzają reaktywować gospodarczą blokadę Izraela i coraz więcej globalnych korporacji skłonnych jest ulec tym naciskom. W wyniku ostatniej wojny dobrze zapowiadający się biznes z krajami Zatoki Perskiej również staje się mniej intratny, niż zakładano jeszcze kilka miesięcy temu. Opinia publiczna w krajach arabskich i muzułmańskich nadal jest zbulwersowana starciami wokół meczetu Al-Aksa w Jerozolimie i uznaje Hamas za zwycięzcę ostatniej konfrontacji.

Iran – kontynuacja polityki Netanjahu?

Te nastroje de facto zawieszają proces pokojowy, który zapoczątkowały porozumienia abrahamowe, na czas nieokreślony. Dodatkowo nim doszło do wojny z Hamasem, Izrael miał na wodach Zatoki Perskiej i Morza Czerwonego kilka potyczek z Iranem, który chce zatrzymać żeglugę z izraelskich portów do Dubaju w Emiratach Arabskich. Tym samym wobec resetu amerykańsko-irańskiego i irańsko-saudyjskiego izraelska obecność morska w Zatoce Perskiej nie jest mile widziana. 

Sprawa Iranu również została poruszona w exposé Bennetta. Nowy premier Izraela zapowiedział niezmienność stanowiska swojego poprzednika względem irańskich ambicji nuklearnych i regionalnych, jednak chwilę później dziękował administracji Joego Bidena za pomoc w ostatnim konflikcie. Konflikcie, który zdaniem bliskowschodnich obserwatorów był częściowo realizacją wojny z Iranem, kiedy to zaatakowany reżim ajatollahów uruchomił swoich sojuszników z Gazy, Syrii, Libanu, Jemenu i atakował izraelskie czy saudyjskie cele strategiczne. Irańskie media od razu skomentowały zmiany w izraelskiej polityce jako swój sukces, albowiem Netanjahu z polityki antyirańskiej uczynił swój główny program. I jego odejście po wojnie, w której uwidoczniły się irańskie wpływy w Gazie, i szerzej – w kwestii palestyńskiej w ogóle, Teheran odczytuje jako swój wielki sukces. „Odszedł kolejny wróg, a my jesteśmy silniejsi, niż byliśmy” – grzmiał komunikat w irańskich mediach.

Jak poszerzyć elektorat 

Zdaniem izraelskich mediów Naftali Bennett staje przed wielkim wyzwaniem. W lewicowym Tel-Awiwie odbywają się parady homoseksualistów, a tłumy na wiecach radośnie żegnają erę Netanjahu. Radość Izraelczyków z lewicowych ośrodków miejskich nie tworzy jednak nowego elektoratu dla Bennetta, którego wyborcy mieszkają głównie w nielegalnych żydowskich osiedlach na Zachodnim Brzegu Jordanu i we Wschodniej Jerozolimie. Dlatego też nowy premier będzie musiał poszerzyć bazę wyborców, aby wzmocnić swoją pozycję w koalicji i utrzymać się na niepewnym izraelskim firmamencie politycznym. Zdaniem izraelskich mediów będzie musiał pójść w kierunku podbierania wyborców prawicowemu Likudowi albo kierować się w stronę centrum. Jednak izraelscy komentatorzy wątpią w to, czy przy obecnej sytuacji regionalnej (reset z Iranem oraz nacisk administracji Bidena na wskrzeszenie rozmów z Palestyńczykami) Bennett będzie w stanie stopniowo osłabiać Likud, przejmując jego wyborców czy posłów. 

Zarówno wyborcy Likudu, jak i Jaminy wypowiadają się sceptycznie o możliwości powstania państwa palestyńskiego na Zachodnim Brzegu i w Jerozolimie, a także kontestują propozycję amerykańskiej lewicy co do przywrócenia Iranu jako uczestnika globalnej gospodarki. Media arabskie przypominają wypowiedzi obecnego izraelskiego premiera, które miałyby przedstawiać go jako polityka o wiele bardziej radykalnego niż Netanjahu. – Zabijałem Arabów i nie mam z tym problemów – miał ongiś powiedzieć Bennett i później tłumaczył się, że chodziło mu o czasy służby wojskowej w elitarnych oddziałach komandosów Sajjeret Matkal i Maglan. Z kolei w czasach pełnienia publicznych funkcji wewnątrz izraelskiej polityki Bennett miał być przeciwnikiem powstania Palestyny po aneksjach, które chciał przeprowadzić Netanjahu w 2019 r. Zdaniem lidera Jaminy „jakaś forma rozbudowanej autonomii po ścisłej separacji od Izraela” miała być ostatecznym uregulowaniem politycznego i historycznego sporu z Palestyńczykami. 

Naciski ze strony USA i europejskiej lewicy

Dziś zatem trudno prorokować, w którym kierunku pójdzie nowy izraelski premier. Wymogi teraźniejszości są takie, że Izrael musi redefiniować swoją politykę zagraniczną i pod naciskiem Waszyngtonu rozpocząć proces negocjacyjny z Palestyńczykami. Tego chce globalna lewica, której głos stał się dominujący w głównych koncernach medialnych, a także świat arabski i muzułmański. Izrael po latach aktywnej polityki antyirańskiej będzie musiał wycofać wiele jej elementów, bo zarówno Amerykanie, jak i Dom Saudów nie chcą eskalacji napięć z Teheranem. Pytanie tylko, czy Bennett, który krytykował swojego politycznego mentora Binjamina Netanjahu za przychylność wobec planu Donalda Trumpa, zgodnie z którym miało powstać państwo palestyńskie, będzie w stanie przełamać opór swojego elektoratu wobec realizacji postulatów, na które naciska strona amerykańska i europejska lewica. I czy świat arabski, który musi skrycie lub jawnie rozmawiać z Izraelem, znajdzie w Bennetcie polityka silnego, którego zdanie się liczy zarówno w Knesecie, jak i na Bliskim Wschodzie? Przyszłość pokaże, czy po królu „Bibim” w stolicy biblijnych władców Izraela nastał kolejny monarcha.

 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Paweł Rakowski