Istnieje niebezpieczeństwo, że
możemy nigdy nie poznać oficjalnego raportu biegłych z laboratoryjnych badań próbek przywiezionych w ubiegłym roku do Polski. Prokuratura zapowiada, że zostanie on opublikowany wyłącznie za zgodą referenta prowadzącego smoleńskie śledztwo i to dopiero po sporządzeniu całościowej analizy. Wojskowym śledczym nie przeszkadzało to jednak zamieścić na stronie internetowej Naczelnej Prokuratury Wojskowej szczegółów z sekcji zwłok śp. Anny Walentynowicz bez wiedzy i zgody jej rodziny, której sprawiono tym dodatkowy ból i szok. Na dodatek wojskowi prokuratorzy z uporem powtarzają:
„pojawienie się na wyświetlaczu użytego urządzenia napisu TNT nie jest tożsame z wykryciem trotylu”. Tymczasem biegli na całym świecie twierdzą, że jest wręcz przeciwnie, że napis TNT na wykrywaczu jest równoznaczny z wykryciem trotylu. Niestety, znając dotychczasową politykę informacyjną wojskowych śledczych, można się spodziewać, że
końcowy raport z badań próbek ze Smoleńska zostanie utajniony, a do publicznej wiadomości zostanie podany co najwyżej lakoniczny komunikat, z którego nic nie będzie wynikało.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Dorota Kania