Poseł PO Paweł Zalewski został zapytany przez Niezalezna.pl, co sądzi o zdjęciach Ewy Kopacz w moskiewskim prosektorium, jakie ujawniono wczoraj w filmie "Stan Zagrożenia". - Ja nic nie sądzę o tej sytuacji, natomiast wiem, że ówczesna pani minister wykonała bardzo poważną pracę i bardzo ofiarnie pracowała, również jako lekarz - stwierdził. Dodał, że "robienie z tego dzisiaj sensacji jest rzeczą niewłaściwą".
W filmie Ewy Stankiewicz "Stan Zagrożenia", który wyemitowany został wczoraj w Telewizji Polskiej, pokazano zdjęcia z moskiewskiego prosektorium z kwietnia 2010 roku, na których widać ówczesną minister zdrowia Ewę Kopacz, w towarzystwie m.in. pracowników zajmujących się przenoszeniem ciał ofiar katastrofy smoleńskiej. Na jednej z fotografii widzimy uśmiechniętą minister Kopacz z filiżanką, na drugiej - już w towarzystwie dwóch uśmiechniętych mężczyzn obok stołu, na którym znajduje się worek - możliwe, iż z ciałem ofiary katastrofy.
Poseł PO Paweł Zalewski w rozmowie z Niezalezna.pl przyznał, że nie widział filmu, ani zdjęć byłej premier w moskiewskim prosektorium, jednak „czytał, że takie zdjęcia zostały gdzieś opublikowane”. Pytany, czy robienie sobie zdjęć w takiej chwili i takiej roli (Ewa Kopacz była oficjalnym przedstawicielem polskiego rządu oddelegowanym po katastrofie smoleńskiej do pomocy rodzinom ofiar) było stosowne, poseł Zalewski nie odpowiedział, próbując przekierować zainteresowanie naszego reportera na zupełnie inny wątek. – Interesujące jest, kto te zdjęcia robił, bo nie ma żadnej informacji na ten temat - mówił.
Podkreślił, że pamięta Ewę Kopacz z tamtego czasu, „jak była niebywale przejęta tą sytuacją, a także rolą, którą wzięła na siebie”.
- Pani premier wzięła na siebie rolę patomorfologa, osoby, która brała udział w pracach przy zwłokach ofiar katastrofy, pan doskonale wie, jak wyglądają zwłoki ofiar katastrofy lotniczej. Dla mnie jest rzeczą niezrozumiałą robienie dzisiaj jakiejkolwiek sensacji i wracanie do tego w taki sposób, jakby to właśnie miało jakiś sensacyjny charakter
- ocenił.
Jak dodał, Ewa Kopacz w tym czasie pracowała „bardzo ciężko fizycznie i z tego, co wiem emocjonalnie, aby także pomóc rodzinom ofiar katastrofy” i to właśnie według naszego rozmówcy „była rzecz kluczowa”. - Robienie z tego dzisiaj sensacji jest rzeczą niewłaściwą – podkreślił.
Na uwagę, że co najmniej równie istotne, jak to, kto te zdjęcia zrobił, jest pytanie, co na tych zdjęciach widać, poseł Zalewski skierował nas do ambasady rosyjskiej, oburzając się przy tym na naszego reportera, który pozwolił sobie uznać uwagę posła za żart. – Zaraz, zaraz, ale jak pan ze mną rozmawia? Co to znaczy? Co to znaczy mówienie do posła Rzeczypospolitej „niech pan nie żartuje”?
- Uznałem to za żart, ponieważ wie pan dobrze, że ambasada rosyjska nie udzieli mi w tym względzie żadnych informacji, nie wspominając o ich wiarygodności
– odparł nasz reporter.
- Uważam, że jeżeli zajmuje się pan tym tematem, to powinien pan znaleźć odpowiedź na pytanie – kto te zdjęcia robił i być może pierwszą rzeczą, którą powinien pan zrobić, to zadzwonić do ambasady rosyjskiej
– pouczył nas poseł Zalewski.
Odnosząc się do wątpliwości parlamentarzysty dot. autora zdjęć Ewy Kopacz w moskiewskim prosektorium, spytaliśmy, czy nie bardziej istotne jest to jak przed obiektywem zachowywała się była premier. – Kto do tych zdjęć pozował z kawką w ręku? Kto się na tych zdjęciach uśmiechał i wręcz przytulał do jednego z pracowników prosektorium, stojąc obok zwłok (prawdopodobnie jednej z ofiar katastrofy)? Nikt chyba na siłę pani Kopacz do tych zdjęć nie ustawił? – pytaliśmy.
- Jak pan chce usłyszeć moją opinię w kwestii bardziej szczegółowej, to proszę zadać szczegółowe pytanie, pytanie zamknięte
– mówił poseł.
Przypomnieliśmy więc, że takie pytanie padło na początku naszej rozmowy. – Co pan sądzi o robieniu sobie takich zdjęć przez Ewę Kopacz w takiej chwili? – pytaliśmy wcześniej.
- Ja nic nie sądzę o tej sytuacji, natomiast wiem, że ówczesna pani minister wykonała bardzo poważną pracę i bardzo ofiarnie pracowała, również jako lekarz
– stwierdził nasz rozmówca.
Na uwagę, że nie potwierdza tego m.in. polski lekarz, który występując w filmie Ewy Stankiewicz stwierdził, że polscy patomorfolodzy nie przeprowadzali sekcji zwłok ofiar katastrofy, a jedynie raz mogli taką sekcję obserwować, poseł Zalewski odparł, że on mówi o pracy, którą wykonywała była premier, a nie lekarze.
- Powiedziałem, że wykonywała prace przy zwłokach ofiar katastrofy i w ten sposób pomagała rodzinom jej ofiar. Natomiast ja nie znam szczegółów jej pracy, bo po pierwsze nie jestem specjalistą, a po drugie nie jestem od tego, żeby to oceniać
- tłumaczył.
Wskazał, że bywają w życiu sytuację „kiedy ludzie przeżywając czyjąś śmierć bardzo różnie reagują na stres”. – Uważam, że to nie jest pytanie do mnie, a do pani premier – podkreślił.
Poseł Zalewski tłumaczył, że swoją opinię na temat pracy Ewy Kopacz, jako wysłannika polskiego rządu czerpał z doniesień dziennikarzy w owym czasie, którzy jego zdaniem chwalili jej „ofiarną pracę” . – Pamiętam również jej wystąpienie w Sejmie – przypomniał.
Na uwagę, że Kopacz z trybuny sejmowej kłamała (mówiąc m.in. o przekopaniu miejsca katastrofy „na metr w głąb” i wspólnej pracy polskich patomorfologów z Rosjanami „ramię w ramię”- red.), poseł powtórzył, że „pamięta, co mówili dziennikarze na temat jej ofiarnej pracy”.
- Dzisiaj nie jestem w stanie panu odpowiedzieć na pytanie co sądzę (o tych zdjęciach - red.), bo powtarzam – nic nie sądzę. Natomiast, jeżeli pan sugeruje, że pani premier niewłaściwie odnosiła się do sytuacji, w której się znalazła, to sugeruje panu porozmawianie z psychologami i pytanie ich w tej sprawie, a nie mnie, bo ja jestem politykiem
- tłumaczył poseł.
Jak dodał, „zna ludzi, którzy przeżywali na jego oczach wielkie tragedie, ale czasami w różnych sytuacjach potrafili się również uśmiechnąć”. – Proszę mi wierzyć, że to wcale nie umniejszało ich żałoby – podsumował Paweł Zalewski.