To zdecydowanie największy transfer, do jakiego doszło w ostatnich latach, w drugiej lidze. 14. grudnia szkoleniowcem Motoru Lublin został Marek Saganowski. Piłkarska legenda ŁKS-u i Legii. 35-krotny reprezentant Polski, który ma w CV m.in. występy w holenderskim Feyenoordzie Rotterdam, niemieckim HSV Hamburg, portugalskiej Vitorii Guimaraes, francuskim Troyes, angielskim Southamptonie i greckim Atromitosie. "Bardzo dobrze pracowało mi się w roli asystenta w Legii, ale nigdy nie ukrywałem, że dążę do tego, by samodzielnie poprowadzić jakiś zespół. Uznałem, że nadszedł czas, by pójść na swoje. Dlatego propozycja z Motoru przyszła w idealnym momencie" – twierdzi w rozmowie z portalem Niezależna.pl nowy szkoleniowiec lubelskiego klubu.
„Niezależna.pl”: Zadomowił się pan już w Lublinie?
Marek Saganowski: W przeszłości bywałem w tym mieście, ale głównie przejazdem, na chwilę. Przyjeżdżam w poniedziałek, zacznę od spotkania z zawodnikami, ale z biegiem czasu, pewnie uda się wygospodarować czas na zwiedzanie.
Kto był ojcem pomysłu zatrudnienia pana w Motorze: były prezes Legii, aktualnie wiceprzewodniczący rady nadzorczej Motoru – Bogusław Leśnodorski, czy pański bliski przyjaciel z drużyny z Łazienkowskiej, a dziś dyrektor sportowy lubelskiego klubu Michał Żewłakow?
Nie jest tajemnicą, że z Michałem pozostaję w stałym kontakcie. Często rozmawiamy. I w trakcie jednej z takich rozmów telefonicznych Michał zapytał, czy chciałbym objąć Motor. W Legii bardzo wiele się nauczyłem będąc przez trzy lata asystentem w pierwszej drużynie. Razem z trenerem Aleksandarem Vukoviciem zdobyliśmy mistrzostwo Polski. W przeszłości prowadziłem drużynę U-19 stołecznego klubu i byłem drugim szkoleniowcem przy trenerze Krzysztofie Dębku w drugiej drużynie. Jednak nigdy nie ukrywałem, że dążę do samodzielnej pracy. Wreszcie uznałem, że nadszedł właściwy moment. Zbiegło się to w czasie z ofertą z Motoru. Wszedłem w to.
Po co panu właściwie ten Motor? Po przejęciu klubu przez nowego właściciela Zbigniewa Jakubasa presja z pewnością wzrosła, a obejmuje pan drużynę, która zajmuje dopiero jedenaste miejsce w tabeli...
Powstał olbrzymi projekt, którego finałem ma być awans Motoru do Ekstraklasy. Mam nadzieję, że za kilka lat, będę mógł powiedzieć, że dołożyłem do tego swoją cegiełkę. Na razie jednak trzeba skupić się na tym, co jest tu i teraz. Jeżeli damy radę, to wiosną powalczymy o baraże o I ligę. Jeśli się nie uda, to będziemy budować drużynę na przyszły sezon.
Zamierza pan sprowadzić do Lublina kilku swoich byłych graczy z drużyny U-19 Legii?
Szkoliłem ich dwa lata temu. Teraz ci chłopcy mają po 21 lat... Mamy pewne pomysły dotyczące młodzieżowców, bo w drugiej lidze musi ich występować dwóch, ale przede wszystkim chcę się przyjrzeć młodym piłkarzom Motoru.
W poniedziałek po raz pierwszy spotka się pan z nowymi podopiecznymi. Już pan wie, co powie zawodnikom po wejściu do szatni?
Nie przygotowuje żadnej przemowy. Powiem to, co w danej chwili będę czuł. Szczerze. Z serca. Nie chcę i nie będę sztucznym trenerem.
Grając w piłkę, pracował pan z wieloma trenerami. Jest szkoleniowiec, na którym się pan wzoruje?
Wiele widziałem i przeżyłem. Mam tak bogaty bagaż doświadczeń, że powinienem nie mieć trudności z dotarciem do piłkarzy. Najważniejsza będzie dla mnie szczerość i konsekwencja. Szatnia bardzo szybko wyczuwa, gdy trener ściemnia, udaje i nie jest sobą. Ja będę grał w otwarte karty.
To chyba zrządzenie losu, że pan wielki miłośnik motocykli, trafił akurat do Motoru...
Co więcej, w tym roku po raz pierwszy w parku na warszawskim Wilanowie zobaczyłem Świętego Mikołaja na motocyklu... Teraz wypada tylko sobie życzyć, żeby piłkarski Motor odpalił od pierwszego wciśnięcia startera.
Kilkanaście dni po podpisaniu przez pana umowy z lubelskim klubem, jego dyrektor sportowy Michał Żewłakow, kierując samochodem pod wpływem alkoholu, miał stłuczkę z miejskim autobusem.
Zdecydowanie nie pochwalam takiego zachowania. Ale z drugiej strony, czy jest wśród nas ktoś, kto nigdy nie popełnił błędu, nie zrobił jakiegoś głupstwa? Michał po męsku przyznał się do błędu, przeprosił. Jest gotów ponieść karę. Co jeszcze może zrobić? Z pewnością tą lekcję zapamięta do końca życia. Zachował się nagannie, ale od tego ma się przyjaciół, żeby móc na nich liczyć w potrzebie. Tak jak Michał na mnie.
Rozmawiał Piotr Dobrowolski