Dramatycznie zabrzmiały niedawno słowa Mikołaja Pawlaka, rzecznika praw dziecka, że ponad 600 tys. młodych ludzi potrzebuje natychmiastowej pomocy psychiatrycznej. Kryzys psychiatrii i psychologii dziecięcej pogłębiony przez pandemię doprowadzi do wielu tragedii – alarmuje Pawlak.
Niepokojące statystyki dotyczące nastolatków odzwierciedlają to, co coraz częściej słychać w muzyce młodego pokolenia: głęboki niepokój, jeśli nie strach przed życiem. I niemożność odnalezienia się w społecznych relacjach, od rodzinnego domu poczynając. Ze statystyk, które przytoczył rzecznik praw dziecka, wynika, że co drugi nastolatek padł ofiarą przemocy rówieśniczej, co szósty się okaleczał, a aż 7 proc. młodych mówi, że podjęło próbę samobójczą. Tak wynika z nowego raportu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę.
„Ponad 600 tys. młodych ludzi potrzebuje natychmiastowej pomocy psychiatrycznej, ale na wizytę czeka się miesiącami. Musimy pilnie podjąć nadzwyczajne działania, bo kryzys psychiatrii i psychologii dziecięcej pogłębiony przez pandemię doprowadzi do wielu tragedii” – napisał Mikołaj Pawlak do ministra zdrowia Adama Niedzielskiego. Statystyki mówią same za siebie: od kilkunastu lat dzieci czekają na wizytę w poradni zdrowia psychicznego nawet kilka miesięcy. Na tym nie koniec: na oddziałach psychiatrycznych dla dzieci i młodzieży często brakuje miejsc, a małoletni pacjenci śpią na korytarzach na rozkładanych łóżkach i materacach. Rzecznik zaznaczył, że docenia rozpoczętą przez Ministerstwo Zdrowia reformę systemu opieki zdrowotnej nad dziećmi i młodzieżą, „ale na jej efekty trzeba poczekać kilka lat, a młodzi ludzie z problemami nie mają tyle czasu”.
Trudno zaprzeczyć, to złe wieści. Warto jednak zauważyć, że instytucje publiczne nie chowają głowy w piasek. Rzecznik praw dziecka alarmuje w tej sprawie, a resort zdrowia właśnie w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości podjął się całościowej reformy polskiej psychiatrii, pracując w tej kwestii ponad podziałami. Chodzi nie tylko o zaangażowanie byłego lewicowego ministra zdrowia Marka Balickiego w pilotażowy projekt centrów zdrowia psychicznego. Do myślenia daje fakt, że reformę polskiej psychiatrii doceniają najróżniejsze środowiska lekarskie i eksperckie. Jeśli mimo pandemii projekt uda się kontynuować, za kilka lat możemy mieć całkiem sprawny system wsparcia dla osób w kryzysach psychicznych: nie tylko ratujący życie dzieciom i dorosłym, lecz także umożliwiający im sprawne funkcjonowanie zarówno w domach, jak i w szkołach oraz na rynku pracy.
Czy można się dziwić, że dopiero PiS próbuje wydobyć polską psychiatrię z niemal PRL-owskich realiów? Model polskiej psychiatrii, zarówno dorosłych, młodzieży, jak i dzieci, przez dekady – siłą bezwładu – dziedziczył jeszcze po modelu leczenia sprzed 1990 r., opartym na szpitalach molochach. Sprawa ma jednak szerszy kontekst. Przypomnijmy niedawny wywiad, którego dla „Dziennika Gazety Prawnej” udzielił lider Platformy Obywatelskiej Borys Budka. Jedyne, co miał do zaproponowania w ramach polityki publicznej i społecznej państwa, to dalszą prywatyzację usług publicznych, gdyby jego formacja wróciła do władzy. On i jego koledzy po prostu nie ogarniają, że tak bliski im model polityka jako syndyka masy upadłościowej państwa to najgorsza patologia III RP, związana jeszcze z transformacją ustrojową, a nie coś, czym można się chwalić przed ludźmi w 2020 r.
Tak wygląda platformerski model polityki: zwijanie państwa, pogłębianie jego dysfunkcji i głębokiego rozwarstwienia, na którym korzystają tylko bardziej zamożni (choć i to nie zawsze). Lumpenliberałowie są kompletnie niereformowalni. Wciąż wierzą, że III RP w jej najlepszym wydaniu to właśnie ta z czasów Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Nie są w stanie pojąć, dlaczego PiS nawet w czasach pandemicznego kryzysu cieszy się poparciem, jakie było szczytem marzeń dla niejednej partii w III RP. I to w czasach najlepszych dla siebie notowań. Wypominają im to nawet publicyści na łamach „Gazety Wyborczej”, choćby Marek Beylin w niedawnym tekście „Opozycjo, ogarnij się. Nie wiadomo, po co jesteś”.
Nie miejmy złudzeń: to nie jest wyłącznie ich pomysł na politykę społeczną, to samo dotyczyłoby polityki energetycznej i wszystkiego, czego liberałowie w III RP nie zdążyli oddać za bezcen w cudze ręce. Państwo to system naczyń połączonych, tym bardziej dziwi bezrefleksyjne poparcie niemałej części lewicy dla społecznych darwinistów z Platformy Obywatelskiej. Ale czy rzeczywiście to dziwi? Choćby na poziomie samorządów często widać, że większość polityków lewicy, szczególnie SLD-owskiego chowu, w praktyce niemal niczym nie różni się od ultraliberałów, jeśli chodzi o poglądy na temat relacji państwo–rynek–społeczeństwo.
Wróćmy do psychicznych problemów dzieci i młodzieży. Trudno zaprzeczyć, że e-nauczanie to tylko wyjście awaryjne w stanie wyższej konieczności, ewentualnie – systemowo – dodatkowa forma wsparcia edukacyjnego w różnych życiowych sytuacjach. Ale nie jest to coś, co może zastąpić normalną szkołę. Nawet jeśli polska szkoła przed pandemią nie była idealna, to jednak stanowiła dla dzieci i młodzieży ich naturalną społeczną przestrzeń. Dla części z nich była też miejscem, w którym mogły znaleźć wsparcie, inspirację, oddech. Nie mówiąc o tych, dla których oznaczała jedyny ciepły posiłek dziennie. O ile pandemiczne obostrzenia są czymś oczywistym, o tyle jeszcze bardziej oczywiste jest, że uczniowie powinni wrócić do szkół jak najszybciej – stawką jest przyszłość całego pokolenia, choć nam, dorosłym, może się wydawać, że „to tylko dzieci”.
E-nauczanie zbyt wiele dzieci zamyka niestety w wirtualnym świecie, w czterech ścianach domów, których mieszkańcy niekiedy również borykają się z problemami. I to z poważnymi problemami, którymi dorośli niejako przy okazji obarczają własne dzieci. A to niestety czasem powoduje, że młodzież sięga po używki, o wiele bardziej dostępne, niż wydaje się czasem dorosłym, którzy wolą nie wiedzieć albo się nie domyślać, że ich kochane dzieci i wnuki szukają w alkoholu i narkotykach ucieczki od rzeczywistości. Na marginesie: niedawne uliczne protesty, na których próbowała zbić kapitał radykalna lewica, pokazały wielu dorosłym, jak bardzo nie znają współczesnych nastolatków, jak bardzo świat młodzieży oddzielił się od świata ich rodziców i dziadków.
Kończy się 2020 r., jeśli następna dekada ma być dla Polski lepsza, będziemy pewnie musieli przedyskutować publicznie wiele problemów, które pandemia pogłębiła. Także tych naszkicowanych powyżej. Ale do tego potrzeba też odpowiedzialnych polityków – a na liberalną opozycję nie ma co w tym względzie specjalnie liczyć.