GP: Za Trumpa Europa przestanie być niemiecka » CZYTAJ TERAZ »

Były trener Legii i Lecha Jan Urban dla Niezalezna.pl: "W Hiszpanii na Wigilię zjem prosiaczka"

Jan Urban to piłkarska legenda Górnika Zabrze i Osasuny Pampeluna. Do historii hiszpańskiego klubu przeszedł po tym, jak 30 grudnia 1990 roku wbił Realowi Madryt trzy gole na Santiago Bernabeu, a Osasuna wygrała z „Królewskimi” 4:0. Polak od dwudziestu lat ma dom w stolicy Nawarry i właśnie na Półwyspie Iberyjskim często z rodziną spędza Święta Bożego Narodzenia. Z panem Janem rozmawialiśmy o tym, jak one wyglądają.

Jan Urban
Jan Urban
By Roger Gorączniak - Picasa : Lech - Górnik 08.11, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=94119889; pixabay.com

Niezalezna.pl: - Czym różni się hiszpańska kolacja wigilijna od polskiej?

Jan Urban: - Przede wszystkim w Hiszpanii je się mięso. Prawdziwymi przysmakami są polędwica i takie malutkie pieczone prosiaczki. Bardzo smaczne. Pewnie, jak zwykle i w tym roku skuszę się na to danie. Na stołach królują również owoce morza. Nie ma także zwyczaju dzielenia się opłatkiem. Po prostu biesiadnicy w trakcie kolacji składają sobie życzenia. Jak u nas na imieninach. Natomiast Hiszpanie, tak jak Polacy, chodzą na Pasterkę.

- Wigilia to spotkania całej rodziny, wspólne kolędowanie. Jaka wyglądała ta wyjątkowa Wieczerza w domu pana dzieciństwa?

- Zawsze pełna gwaru i radości. Było nas sześcioro rodzeństwa, więc przy stole zwykle było głośno i wesoło. Pamiętam pyszny makowiec mojej mamy. Potem, kiedy już sam założyłem rodzinę, nie wyobrażałem sobie, by spędzać ten czas bez bliskich. Na szczęście w trakcie kariery piłkarskiej, a potem pracy trenerskiej, okres świąt zbiega się z przerwą w rozgrywkach ligowych. To dla sportowców czas urlopów, dlatego zawsze mogłem w ten wyjątkowy czas być z ukochanymi.

- W Polsce oprócz makowca, ma pan jeszcze jakąś ulubioną potrawę wigilijną?

- Makowiec, to wspomnienie z dzieciństwa. Ten rozchodzący się po kuchni zapach pieczonego ciasta... Niepowtarzalny i niezapomniany. Dziś bardzo lubię smażonego karpia.

- O jakim prezencie od Św. Mikołaja marzył mały Jaś Urban?

- Zawsze o piłce! Tak dużo i tak często grałem z kolegami na podwórku, że futbolówki szybko się niszczyły. Pamiętam, że prosiłem również o prawdziwe piłkarskie korki.

- A o co dziś poprosiłby pan Świętego Mikołaja? O powrót na trenerską ławkę? Szkoda, by szkoleniowiec, który doprowadził Legię do dwukrotnego mistrzostwa Polski i zdobycia dwóch krajowych pucharów, marnował się na bezrobociu...

- W święta nie myślę o piłce. Patrząc na to, co dziś dzieje się na świecie, jeśli miałbym o coś prosić, to tylko o skuteczne antidotum na koronawirusa. COVID-19 wciąż zbiera krwawe żniwo. Najgorsze jest to, że końca pandemii nie widać. Dlatego teraz najważniejsze jest zdrowie. To o nie proszę dla najbliższych i dla siebie. Oby ta zaraza nas nie dosięgnęła. Tego też życzę wszystkim czytelnikom. Zdrowych Świąt!

- Kończąc. 30 grudnia minie trzydzieści lat od pana najlepszego meczu w karierze, w którym strzelił pan Realowi w Madrycie trzy gole. Wspomina pan jeszcze to spotkanie?

- Dla takich chwil człowiek grał w piłkę! Oczywiście, że pamiętam tamten pojedynek. Zresztą kibice Osasuny nie dają mi o nim zapomnieć. Kiedy jestem w Papelunie, często podchodzą do mnie i jeszcze dziś gratulują występu przeciwko „Królewskim”.

 



Źródło: niezalezna.pl

#Jan Urban #Boże Narodzenie

Piotr Dobrowolski