W piątek przeczytać mogliśmy wywiad z szefem Platformy Obywatelskiej Borysem Budką, w poniedziałek zaś ukazała się, wcześniej w małych porcjach ujawniana już w weekend, rozmowa z Jarosławem Kaczyńskim. Z Budką rozmawiał „Dziennik Gazeta Prawna”, z Kaczyńskim – „Rzeczpospolita”. Pomimo pewnych napięć w koalicji PiS problemy ma głównie zewnętrzne, Platforma – również wewnętrzne, co w ostatnich kilku dniach znalazło odbicie w wielu komentarzach i przeciekach.
Z wywiadu z Budką szerzej przebiły się do opinii publicznej dwa wątki – pogląd, że nie ma już powrotu do tzw. kompromisu aborcyjnego, oraz zapowiedź cięć w sferze publicznej po powrocie Platformy do władzy.
Co prawda lider PO zapowiada, że w sprawie aborcji nie będzie dyscypliny klubowej, jeżeli dojdzie do ewentualnych głosowań nad zmianami w prawie, jednak oczekuje, że działacze jego partii już w chwili ubiegania się o miejsca w parlamencie będą składać deklaracje ws. swoich poglądów na ten temat. Tak, jakby były one zawsze niezmienne. To, jak wiemy, nie jest prawdą, wystarczy przecież popatrzeć na stanowisko części polityków szeroko pojętej opozycji, którzy przez lata przeszli długą drogę (nie tylko w tej sprawie zresztą), od stanowiska bardzo konserwatywnego do sympatyzowania z pełnym liberalizmem. Możemy też być pewni, że w przypadku konieczności deklarowania swoich przekonań w chwili rozpoczęcia ubiegania się o mandat posła czy senatora, jedne postawy będą promowane, inne wpłyną na osłabienie pozycji polityka, a być może nawet na jego wypchnięcie z partii. Wystarczy przypomnieć, że doszło już przecież do pęknięcia w Platformie na tle aborcji, w wyniku czego kilka lat wcześniej odeszli z niej bardziej konserwatywni politycy, przede wszystkim Jan Filip Libicki i Marek Biernacki, którzy dziś są w Koalicji Polskiej wraz z PSL. Tak czy inaczej, deklaracja Budki oznacza dalszy skręt jego ugrupowania w lewo, jednak tylko w sferze obyczajowej, co pokazuje drugi mocno nagłośniony wątek rozmowy – zapowiedź cięć w administracji i prywatyzacji usług publicznych.
Te pomysły spotkały się natychmiast z krytyką ze strony lewicy, przede wszystkim Adriana Zandberga, lecz nie jest to wyłącznie kwestia sporu między bardziej socjalnym a bardziej liberalnym spojrzeniem na funkcjonowanie państwa. „Głupi byli, głupi zostali” – pisze w „Super Expressie” Tomasz Walczak, zauważając, że Budka sięga po recepty sprzed kilkudziesięciu lat, dawno już boleśnie przez życie zweryfikowane. Widać jak na dłoni, że Platforma (a już na pewno sam Budka) nie wyciągnęła żadnych wniosków nie tylko z czysto politycznych, lecz także społecznych przyczyn porażki z 2015 r. Ekipy Donalda Tuska i Ewy Kopacz prowadziły politykę zwijania państwa i zrzucania przez nie odpowiedzialności i właśnie to, oczywiście w połączeniu z innymi czynnikami (m.in. ucieczka Tuska do Brukseli i kolejne afery), dało szansę na powrót do władzy tego samego PiS, któremu wielu komentatorów wróżyło dożywocie w roli potężnej, lecz nie mającej żadnej szansy na udział w rządzeniu opozycji.
Jarosław Kaczyński, Andrzej Duda i Beata Szydło pokazali wówczas, że politykę na poziomie państwowym można prowadzić zupełnie inaczej i nie prowadzi to wcale do zapowiadanego przez ludzi Kopacz bankructwa i „drugiej Grecji”. Pieniądze, których nie było i miało nie być, jak mówił w pamiętnym wystąpieniu Jacek Rostowski, jednak się znalazły. Okazuje się jednak, że po sześciu latach cały czas głównym pomysłem Platformy jest pełny powrót do tego, co było, więc i do tego, co odebrało władzę najpierw Bronisławowi Komorowskiemu, a potem Ewie Kopacz.
Na marginesie warto dodać, że na bardzo podobnym pomyśle opiera się Polska 2050 Szymona Hołowni, co dobitnie pokazuje fakt pojawienia się w roli ważnego ekonomicznego doradcy Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek. Prof. Starczewska-Krzysztoszek przez lata była główną ekonomistką Konfederacji Lewiatan, współpracowała również z rządami Tuska i Kopacz.
Pozostaje jednak najważniejsze w tym wszystkim pytanie, czy Budka będzie miał w ogóle okazję wcielać swoje pomysły w życie, i bynajmniej nie chodzi o to, czy PO będzie w stanie wygrać wybory. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy ukazała się rozmowa w „DGP”, mocno wybrzmiały krytyczne wobec Platformy i samego Budki głosy z jego obozu politycznego. Andrzej Olechowski, który PO przed laty zakładał, stwierdził, że partia ta nie ma żadnego programu i nie jest przygotowana do ponownego rządzenia, co dla wielu komentujących było wręcz sygnałem, że sztandar należy wyprowadzić. Olechowski nie ma też dobrego zdania o Budce. „Myślę, że swoim entuzjazmem ludzi nie pociąga. Ale też nie może go pokazać, jeśli nie wie, czy stoi za nim cała partia. Gdy partia jest skłócona wewnętrznie, trudno z tego coś złożyć” – stwierdził.
Zauważmy, że były lider sygnalizuje istnienie podziału w partii, a potwierdzają to co najmniej dwa teksty publicystyczne z końca zeszłego tygodnia. Joanna Miziołek we „Wprost” i Magdalena Złotnicka na portalu Polskiego Radia 24 piszą o tym, że własną grę – poprzez tworzenie pozapartyjnych więzi między ważnymi politykami samorządowymi, przede wszystkim kojarzonymi z PO, lecz mającymi przecież bardzo samodzielną pozycję – prowadzą prezydenci dużych miast. Coraz częściej są zresztą skłóceni z partyjnym zapleczem, oczywiście z powodu rozgrywek personalnych, a nie różnic merytorycznych. W tym samym czasie kilku politykom z pierwszej linii PO zdarzyło się ostatnio skrytykować Rafała Trzaskowskiego i jego ruch, Grzegorz Schetyna i Bogdan Zdrojewski źle oceniają Budkę, a wszystko razem wskazuje na dość chaotyczny i wielokierunkowy konflikt wewnętrzny.
W rozmowie z „Rzeczpospolitą” Jarosław Kaczyński zauważa zwrot Platformy w lewo, zapowiadając równocześnie trwanie PiS na tych samych co dotąd pozycjach ideowych i światopoglądowych. Zapowiada też kontynuację reformy wymiaru sprawiedliwości, a jest to wiadomość istotna zwłaszcza w chwili, gdy sprawa nie wygląda zbyt dobrze. TSUE kolejny raz przekracza własne kompetencje, odmawiając nam prawa do stosowania przez nas rozwiązań funkcjonujących w innych europejskich państwach, próbując tym samym sankcjonować instytucjonalną nierówność wobec prawa: słabszą od innych państw pozycję władz polskich, a mocniejszą – przedstawicieli naszego sądownictwa.
Ci ostatni przypominają o sobie kolejnymi drogimi kampaniami reklamowymi, w których kreują się równocześnie na wielkich patriotów i rewolucjonistów, spadkobierców wszelkich epizodów polskiej walki o wolność, atakują nas też „świąteczną” reklamą, której głównym przekazem jest kpina ze wzrostu Jarosława Kaczyńskiego, wzmocniona modnym ostatnio wulgarnym hasłem jako ozdobą choinkową. Czy gdyby trafili _aństwo przed taki sąd, mielibyście pewność bezstronnego, uczciwego procesu? Wydaje się, że sędziowie swoim spotem zrobili prezent tym, których chcieli zaatakować.
Wracając jednak do wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim, wiele mówią nam reakcje części czytelników na samą zapowiedź jego opublikowania. Okazuje się, że dla wielu osób sam fakt, że niekojarzony przecież w żaden sposób z PiS dziennikarz rozmawia z prezesem tej partii, to kolejny element zawłaszczania przez nią mediów. Co zarazem zabawne i przygnębiające, na ogół te same osoby wcześniej atakowały dziennikarzy, którzy pozwolili sobie na zgłoszenie uwag do przywołanych wyżej zapowiedzi Budki, twierdząc, że za porażki PO odpowiada nie jej niestabilność i brak refleksji, ale… symetryzm polskich publicystów.