Sojusz Lewicy Demokratycznej chce wykorzystać Rok Gierka do odbudowy własnego pozytywnego wizerunku i wzmocnienia mitu dobrostanu gierkowskich lat Polski Ludowej. Na jedno i drugie nie może być zgody.
Epoka Gierka wciąż u części Polaków budzi pozytywne skojarzenia. To element kontestacji i krytyki realiów III RP, płynący jeszcze z traumy pierwszych lat transformacji, „terapii szokowej” jako odgórnie narzuconego sposobu przejścia z realiów realnego socjalizmu w sferę zachodniego kapitalizmu. Polski ustrój społeczno-gospodarczy w praktyce okazał się hybrydą. Z jednej strony został stworzony przez uwłaszczenie nomenklatury, wyprzedaż majątku narodowego, budowę nowej klasy średniej (opartej m.in. na po-PRL-owskich strukturach władzy i wpływów), z drugiej – przez wejście do polskiej rzeczywistości zachodniego kapitału i zerwanie z etosem klasy robotniczej i pracowników najemnych. Także poczucie niestabilności życiowej, dostrzeżenie nierówności szans, problemy z bezrobociem (starannie ukrywanym w PRL), wreszcie stopniowe zanikanie infrastruktury społecznej, cywilizacyjnej, które dotknęło szczególnie polską prowincję, sprzyjały i wciąż sprzyjają tęsknocie za wyidealizowanym obrazem epoki gierkowskiej.
Mała stabilizacja
Nie można się dziwić, że część obywateli niezadowolonych z realiów III RP skłonna jest przyjąć pozytywny mit dotyczący czasów PRL: gdy „zwykłym ludziom” było ponoć lepiej. To wyobrażenie społeczne oparte jest na selektywnym postrzeganiu przeszłości, wydobyciu tylko tych cech, które budzą pozytywne skojarzenia. „Dobry gospodarz” i „cywilizowany komunista” Edward Gierek, inwestycje z lat 70. za pożyczone z Zachodu pieniądze (w dużej mierze zdefraudowane i zmarnotrawione), „mała stabilizacja”, budowa społeczeństwa konsumpcyjnego w przaśnych PRL-owskich dekoracjach – wszystko to ostrzegane jest jako pozytyw i przeciwstawione realiom, w których funkcjonuje dziś biedniejsza część Polaków.
Ciepła woda w kranie
Mit „lepszego życia” w epoce Gierka w wymiarze materialnym czy społecznym nie do końca jest fałszywy. Przecież podstawowym punktem odniesienia jest dla niego druga połowa lat 40. (Polska straszliwie zniszczona przez wojnę, okradziona przez niemieckie i sowieckie wojska), później terror i bieda lat 50., a następnie siermiężne czasy Wiesława Gomułki, który uważał, że
mieszkania klitki ze ślepą kuchnią wystarczą, by zadowolić Polaków. Lata gierkowskie, z odpowiednio rozbuchaną propagandą sukcesu (było jej więcej niż rzeczywistych, długofalowych osiągnięć), musiały dla wielu uchodzić za długo oczekiwany sukces – spełnienie marzeń osobistych i aspiracji narodowych. Pół żartem, pół serio można stwierdzić, że
Gierek był pierwszym, który zaproponował Polakom „ciepłą wodę w kranach” jako model modernizacji. Warto posłuchać uważnie songów Jana Krzysztofa Kelusa – znajdziemy w nich odbicie w krzywym zwierciadle sarkazmu ówczesnych tęsknot i marzeń Polaków.
Sine od pałki
Ale ten sam Kelus, już zupełnie serio, przypominał epokę gierkowską w jej najciemniejszych barwach: „
czerwony Radom pamiętam, siny jak zbite pałką ludzkie plecy”. Bo cała ta modernizacja, cała ta „
lepsza Polska” Edwarda Gierka była nieco inną wersją państwa policyjnego, opartego na zamordyzmie, a nawet – zabójstwach. I ówczesny projekt wzrostu dobrobytu w państwie pozostającym pod sowieckim butem miał zdecydowanie zbyt wysoką cenę społeczną –
kwitły korupcja, zakłamanie, samowładna, rozbestwiona brakiem społecznej kontroli PZPR-owska nomenklatura uczyła się wówczas powoli, ale systematycznie, łączyć władzę milicyjnej pałki z władzą pieniądza. By wreszcie w czasach Okrągłego Stołu zamienić jawne i tajne wpływy SB w kontrolę nad prywatyzowanymi przedsiębiorstwami, na wysokie kredyty w nowo powstających bankach itp. Bo kto za Gierka był młodym aparatczykiem, ten za bardzo późnego Jaruzelskiego mógł być „
pionierem kapitalizmu” (z kwitami na tych, którzy ewentualnie nie chcieliby mu pomóc w biznesowej karierze).
Postkomunistyczne mity
Mit gierkowskiego dobrobytu jest elementem gry politycznej po-PRL-owskiej formacji i musi być zwalczany i ukazywany w całej swojej zmanipulowanej naturze.
Postkomuniści korzystają z mitu epoki gierkowskiej, żeby wybielić swoją przeszłość, żeby pokazać dzisiejszemu społeczeństwu (które i tak cierpi na silną amnezję historyczną), że także w tamtych warunkach odbywał się wzrost, a „ludziom żyło się dostatniej”. Nie mówi się o tym, że gdyby Polska była po II wojnie światowej suwerennym państwem, zupełnie inaczej wyglądałby zapewne jej potencjał cywilizacyjny. Postkomuniści chętnie też zapominają, powołując się na swoją „lewicową wrażliwość”, że pochodzą z sowieckiego pnia, że
należeli do partii, która swoje powstanie zawdzięcza wyniszczeniu całego PPS-owskiego, patriotycznego nurtu lewicy: że to w Rawiczu zamordowany został Kazimierz Pużak, ikona polskiej niepodległościowej lewicy. Zapominają, że gdyby nasz kraj w Jałcie nie został oddany Stalinowi, ich polityczni ojcowie, pokroju Bieruta, Gomułki czy Gierka, bez pomocy i wsparcia sowieckich bagnetów nie zdobyliby i nie utrzymaliby władzy nad Polską.
SLD szuka dziś trampoliny do władzy, ale politycznie niewiele już są w stanie osiągnąć. Gorączkowo i na ślepo miota się między „lewicą obyczajową” a po-PRL-owskimi sentymentami. Samo SLD nie jest już problemem politycznym, jednak postkomunistyczne układy i skorumpowana mentalność długo będą nam jeszcze ciążyły.
Autor jest redaktorem „Nowego Obywatela”, publicystą Deon.pl, członkiem zespołu „Pressji”
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Krzysztof Wołodźko