- Nieco brakuje mi jasnego komunikatu, że wprowadzamy coś na 2-3 tygodnie, oczekując tego i tego. Niestety będzie tak, że część obostrzeń — oczywiście tych lżejszych — zostanie z nami przez wiele miesięcy, a może i lat. By jednak mogły być stosowane lżejsze restrykcje, najpierw trzeba wprowadzić silne, aby zatrzymać rozwój epidemii. Jestem zwolennikiem radykalnego i krótkotrwałego, punktowego działania - uważa prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych dr Michał Sutkowski.
W jego ocenie powinno się przedstawicielom poszczególnych grup społecznych tłumaczyć, że wysoki poziom odpowiedzialności przez 2 tygodnie pozwoli na szybsze niwelowanie restrykcji.
- Musimy tak zadziałać, jak dziś zrobił rząd, to bezwzględnie jest ten czas
- podkreślił dr Sutkowski.
Ekspert ocenił, że nie ma do takich rozwiązań na tym etapie rozwoju epidemii alternatywy. Uznał, iż należało się spodziewać co najmniej tego.
- To jest zgodne z moim poczuciem, że zrobiono wszystko, co było możliwe, idąc drogą równowagi i braku zamknięcia całej gospodarki. Liczby zakażeń rosną, więc trzeba dołożyć dodatkowe warstwy obostrzeń. One — wraz z tymi obostrzeniami, które wprowadzono tydzień i dwa tygodnie temu — powinny dać efekty. Zależy to jednak głównie od naszej odpowiedzialności. 10 procent zależy od wirusa, 20 procent od zaleceń, a reszta od każdego z nas
- ocenił szef Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.
Przyznał, że trzeba zrozumieć konieczność silnego zadziałania dziś, aby obostrzenia w konkretnych sektorach mogły być krótkotrwałe.
- To nie jest krytyka, ale nieco brakuje mi jasnego komunikatu, że wprowadzamy coś na 2-3 tygodnie, oczekując tego i tego. Niestety będzie tak, że część obostrzeń — oczywiście tych lżejszych — zostanie z nami przez wiele miesięcy, a może i lat. By jednak mogły być stosowane lżejsze restrykcje, najpierw trzeba wprowadzić silne, aby zatrzymać rozwój epidemii. Jestem zwolennikiem radykalnego i krótkotrwałego, punktowego działania
- podkreślił dr Sutkowski.
W jego ocenie, gdy nie ma takiego sposobu komunikowania, który pokazuje określoną perspektywę obostrzeń, pojawia się bunt i kontrakcja.
- Przedsiębiorcy cierpią dziś z winy tych, którzy mają w nosie dobro swoich rodziców i dziadków. Ci, do których nie docierają żadne apele, powinni być karani z pełną mocą i surowością. Pamiętajmy też, że mamy doświadczenie z wiosny. Wtedy mocne restrykcje zadziałały po kilku tygodniach i przecież już pod koniec maja żyliśmy w zasadzie normalne, a w czerwcu zupełnie normalne. Musimy dziś zadziałać mocno, żebyśmy mieli Święta Bożego Narodzenia — w miarę normalne, bo w epidemii wszystko jest "w miarę normalne" - zakończył dr Sutkowski.