Ostatnie dni sierpnia spędziłem pod Krynicą Morską. Do placu budowy, który powstał w miejscu przekopu Mierzei Wiślanej, miałem jakieś piętnaście minut spacerkiem plażą. Pogoda była letnio-jesienna, trochę mieszana, a gdy szło na burzę – zdecydowanie wstrząśnięta. Przekop nie przeszkadzał jednak plażowiczom, plażowicze – przekopowi.
Gdy w spokojny dzień weszło się głębiej do Bałtyku, po wodzie niósł się sygnał z niedalekich wywrotek, sypiących piach na powstającym falochronie. Nagle przyszły wieści: „Szambo w Warszawie znów wybiło”. I tak wizję końca urlopu osłodziła mi myśl, że gdy stołeczne g... dopłynie do Zalewu Wiślanego, będę już daleko. Ale marna to była pociecha – ludzi i przyrody szkoda. Dziś myślę o czymś innym. Rafał Trzaskowski przez długie tygodnie swojej wyborczej kampanii perorował, jak to PiS nic nie umie i jak to nie zna się na inwestycjach. Jako przykład podawał właśnie przekop Mierzei Wiślanej i budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego. Trzaskowski miał szczęście – los chwilę poczekał z dydaktycznym smrodkiem. Gdyby kolejna awaria Czajki wydarzyła się choćby między I a II turą wyborów, niemała część jego wyborców pewnie zostałaby w domu.