Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Po ciężkim nokaucie

Platforma Obywatelska od czasu zakończonych wyborów prezydenckich poszukuje nowej formuły politycznej. Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że ta dyskusja opiera się na jednym podstawowym założeniu – by prowadzić ją w taki sposób, żeby nie dotknąć sedna problemu.

W skrócie: politycy Platformy koncentrują się na tym samym, co zwykle, na zmianach personalnych. Wewnątrz tego ugrupowania trwa permanentne déjà vu od dnia, w którym Donald Tusk zatweetował w sprawie afery taśmowej, że to przykra sprawa, nie lekceważy jej i odniesie się do niej w najbliższy poniedziałek na konferencji prasowej. To wówczas opinia publiczna dowiedziała się o wybuchu afery, która pogrzebała władzę Donalda Tuska i koncepcję Platformy jako „projektu”, którym zarządzał osobiście, jako premier i przewodniczący partii.

Dziś wiemy, że już wcześniej odbywały się negocjacje, których celem była polityczna emigracja do instytucji unijnych. Plan zakładał przetrwanie kadencji – najchętniej niepełnej – rządów konkurencji z PiS i powrót na białym koniu. Jednak pomysł wziął w łeb. Emigracja Tuska wywołała bowiem próżnię polityczną. Nominacja Ewy Kopacz na stanowisko premiera była kompromitacją, którą trudno porównać do jakiegokolwiek innego politycznego projektu w historii III RP. Premier, która pełniła swój urząd, pozując do memów i kolejnych porażek wyborczych, stworzyła przestrzeń do przejęcia władzy w Platformie przez Grzegorza Schetynę i jego ekipę. Ta z kolei koncentrowała się przez cały okres swoich partyjnych rządów na polerowaniu koncepcji totalnej opozycji we współpracy z obozem anty-PiS.

Głównym zagadnieniem, jakim zajmowała się wówczas partia, były kolejne zmiany szyldów. Budowanie Komitetu Obrony Demokracji, „zjednoczonej opozycji”, start w ramach Koalicji Europejskiej, potem Obywatelskiej – to kolejne pozorne ruchy, które dały wyłącznie jeden polityczny efekt. Przekonały wyborców, że środowisko osierocone przez Donalda Tuska przez cały okres pierwszej kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości zajmuje się przede wszystkim same sobą. W ciągu czterech lat między wyborami parlamentarnymi roku 2015 a 2019 nie powstała żadna spójna koncepcja polityczna. Żaden alternatywny plan rozwoju Polski. Politycy PO miotali się między histerycznymi odezwami na forum Parlamentu Europejskiego a kolejnymi zmianami zdania na temat programu 500 plus deklarowanymi w studiach telewizyjnych w Polsce. Apogeum szaleństwa było przyjęcie za dobrą monetę słów dzisiejszego przewodniczącego dogorywającej partii Nowoczesna Adama Szłapki, który w momencie uniesienia przekonywał na konwencji swojego ugrupowania, aby opozycja nie tworzyła żadnego programu, tylko dogadała się między sobą co do pokonania PiS, a dopiero później porozmawiała o tym, jak rządzić. Słowa Szłapki stały się obowiązującą doktryną nie tylko dla Nowoczesnej, lecz także dla Platformy. W kolejnych kampaniach wyborczych pozbawieni własnego programu liderzy PO wpadali w światopoglądowe pułapki zastawiane przez konkurentów. Ci z uśmiechem zatroskania zastanawiali się, czy Platforma jest za, czy przeciw homomałżeństwom albo adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.

Co ciekawe, polityczny szpagat, jakiego próbowała dokonać Platforma, okazywał się korzystny zarówno dla konkurencji z lewej, jak i z prawej strony. Na programowych sprzecznościach PO odrodziła się postkomunistyczna lewica, którą triumfalnie do Sejmu wprowadził ponownie Włodzimierz Czarzasty, a Prawo i Sprawiedliwość na tle znokautowanej i zdezorientowanej oraz wewnętrznie rozbitej Platformy mogło tym sprawniej wskazywać na własne sukcesy w realizowaniu programu, z którym wygrało wybory.
Próba uczynienia cnoty z braku programu przyniosła Platformie serię dotkliwych porażek wyborczych, w tym dwie najważniejsze: w wyborach parlamentarnych 2019 oraz prezydenckich 2020. Jak widać dzisiaj nokaut był cięższy, niż mogło się początkowo wydawać. Od wyborów, w których Rafał Trzaskowski poległ właśnie na braku jakiegokolwiek programu, minęło kilkadziesiąt dni, ale nie nastąpiła żadna refleksja. Platforma Obywatelska nie zastanawia się, co może zaproponować wyborcom. Nie przedstawia programu. Nie przedstawia wizji Polski, która porwałaby Polaków. Zastanawia się, czy Borys Budka ma być przewodniczącym klubu, czy może zrezygnuje. Debatuje nad tym, czy dobrze zrobiła, głosując za podwyżkami dla samej siebie. No i oczywiście zastanawia się, jak Trzaskowski ma wystartować w wyborach na czele Nowej Solidarności, skoro jest już wiceprzewodniczącym Platformy Obywatelskiej, która w wyborach… też ma wystartować. Platforma zastanawia się nad wieloma rzeczami. Nie zastawia się tylko nad jedną – nad tym, po co ktoś miałby w ogóle na nią głosować.

 

 

 



Źródło: Gazeta Polska

​Michał Rachoń