W obecnym konflikcie pomiędzy Azerbejdżanem i Armenią doszło do niebezpiecznej eskalacji. Ministerstwo Obrony Azerbejdżanu zasugerowało, że Armenia chce zaatakować niezwykle ważną azerską tamę i zadeklarowało, że w odpowiedzi zaatakują rakietami armeńską elektrownię atomową.
Konflikt pomiędzy oboma państwami ma swoje korzenie w wojnie o Górski Karabach. Ten niewielki, liczący niecałe 11,5 tysiąca kilometrów kwadratowych region jest zamieszkiwany głównie przez Ormian, którzy stanowią ponad 76% ludności ale w latach dwudziestych został przyłączony przez Bolszewików do Azerbejdżanu co miało im pomóc w spacyfikowaniu antykomunistycznych Ormian i ułatwić eksport rewolucji do Turcji.
Pod koniec lat osiemdziesiątych, kiedy upadek ZSRR był już bliski, w Karabachu odżyły nadzieje na powrót do Armenii. W odpowiedzi azerskie władze zlikwidowały ich autonomię, ustanowiły blokadę ekonomiczną i zaczęły dokonywać pogromów Ormian, z których najkrwawszy był ten w Sumgaicie, w trakcie którego zabito 32 osoby.
W odpowiedzi na te działania władze Karabachu ogłosiły na początku lat dziewięćdziesiątych niepodległość. Doszło do krwawego konfliktu pomiędzy Ormianami i Azerami, wspieranymi przez oba państwa. W jego wyniku tysiące osób zginęło, zostało ranne lub straciło domy. Ta wojna formalnie nigdy się nie zakończyła gdyż obie strony ze względu na naciski społeczności międzynarodowej podpisały jedynie zawieszenie broni ale nie udało im się wynegocjować traktatu pokojowego. Karabach formalnie nadal jest częścią Azerbejdżanu ale azerski rząd nie ma nad nim praktycznej kontroli.
Sprawa Karabachu na tyle zepsuła stosunki między oboma państwami, że na ich granicy regularnie dochodzi do incydentów. Ostatni miał miejsce w sobotę i potrwał przez kilka dni. Na razie nieznane są jego powody – obie strony twierdzą, że odpowiadały na to, że ta druga ostrzelała artylerią cywili po drugiej stronie granicy. Walki zakończyły się w środę w nocy ale śmierć w tym incydencie poniosło według oficjalnych źródeł 11 azerskich żołnierzy i jeden cywil oraz czterech armeńskich żołnierzy.
Ten incydent graniczny, który miał miejsce dosyć daleko od Karabachu sprawił, że oba państwa znalazły się ponownie na granicy otwartej wojny. W środę w stolicy Azerbejdżanu, Baku, doszło do największej od lat demonstracji politycznej. Tysiące Azerów zebrało się aby zażądać wypowiedzenia Armenii wojny, odzyskania Karabachu i rezygnacji szefa azerskich sił zbrojnych. W trakcie protestu doszło do ataku na budynek Zgromadzenia Narodowego i starć z policją. Rząd oficjalnie potępił uczestników tego protestu ale Ormianie oskarżają, że za jego organizacją stoją azerskie służby.
Sytuacja przybrała bardzo niepokojący obrót dzisiaj. Pułkownik azerskiej armii Vagif Dargyakhly zasugerował, że jego kraj może zaatakować pociskami rakietowymi armeńską elektrownię atomową w Metsamor.
„Armenia nie powinna zapominać, że całkiem nowe wyrzutnie rakiet azerskiej armii są zdolne dokonać precyzyjnego ataku na elektrownię w Metsamor, co byłoby dla Armenii tragedią”.
- powiedział na briefingu prasowym.
Elektrownia w Metsamor została zbudowana przez sowietów w 1976 roku i jest jedynym takim obiektem w rejonie. Zamknięto ją z powodu obaw o bezpieczeństwo po trzęsieniu ziemi w 1988 roku ale po upadku ZSRR władze Armenii zdecydowały o jej ponownym otworzeniu w 1995 aby walczyć z niedoborami energii w kraju. Atak rakietowy na tą placówkę mógłby spowodować gigantyczną katastrofę ekologiczną która przyćmiłaby Czarnobyl – tym bardziej, że cała elektrownia oparta jest na przestarzałej i nie mającej zbyt wielu zabezpieczeń sowieckiej technologii.
Pułkownik Vagif Dargyakhly stwierdził na tym briefingu, że ewentualny atak na tą elektrownię byłby odpowiedzią na próbę ataku na azerską tamę i hydroelektrownię w Mingachevir. Elektrownia ta ma krytyczne znaczenie dla sieci energetycznej Azerbejdżanu a zniszczenie tamy spowodowałoby gigantyczną powódź po której znaczna część ich terytorium znalazłaby się pod wodą.
Rzecznik prasowy ministerstwa obrony Armenii nazwał słowa pułkownika przestępstwem i ujawnił, że politycy i dyplomaci pracują już na oficjalną odpowiedzią. Stwierdził również, że jego ministerstwo nigdy nie wspominało o ataku na tą tamę albo jakikolwiek inny cywilny cel a siły zbrojne Armenii robią wszystko co w ich mocy aby w wyniku prowadzonych przez nich operacji nie ucierpieli azerscy cywile.