Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Decyzja o cywilizacyjnej przyszłości Polski

Wybory prezydenckie ze swej natury mają charakter personalny. Głosujemy na konkretnego człowieka. Wybór ten powinien jednak być powiązany ze świadomością tego, na co – na jaki scenariusz wydarzeń w istocie głosujemy. Popierając tego czy innego kandydata, opowiadamy się bowiem za taką lub inną przyszłością dla Polski.

Jaka jest zatem natura programowa oddania naszego głosu na prezydenta Andrzeja Dudę i jakie mogą być konsekwencje decyzji o pozostaniu w domu lub poparciu któregoś z jego kontrkandydatów, którzy przecież różnią się niuansami, jeśli chodzi o sposób zabiegania o elektorat, ale nie celem strategicznym, którym jest odsunięcie od władzy kandydata PiS i odwrócenie (nieważne pod jakim hasłem) kierunku, w którym zmierza Polska pod obecnymi rządami. Przeanalizujmy pod tym kątem główne tematy obecnej debaty wyborczej.

Polityka zagraniczna – konsekwencja wiodąca od sukcesu do sukcesu

Prezydent w systemie konstytucyjnym RP jest zwierzchnikiem Sił Zbrojnych, współdziała z rządem w prowadzeniu polityki zagranicznej, w tym w wymiarze bezpieczeństwa. Prezydent Andrzej Duda wykazał na tym polu żelazną konsekwencję, krocząc od sukcesu do sukcesu i opierając swoją politykę na dwóch filarach – transatlantyckim (ścisłe związki z USA) i regionalnym (Trójmorze i Bukareszteńska „9” – B9 – tzn. państwa wschodniej flanki NATO uznające wagę zagrożenia rosyjskiego). Polska będzie tyle znaczyła w UE, ile znaczy w regionie, a jedynym realnym gwarantem bezpieczeństwa wojskowego Europy są USA.
Dlatego pierwszą wizytę zagraniczną pan prezydent złożył w Estonii, jeszcze w 2015 r. doprowadził we współpracy z Rumunią do powstania B9, która zgłosiła postulat wzmocnienia wojskowego wschodniej flanki NATO. Postulat ten stał się dzięki wysiłkowi dyplomacji polskiej programem NATO, przyjętym na szczycie Sojuszu w Warszawie w 2016 r., i do wiosny 2017 r. został wdrożony. Od dwóch lat – od hasła „Fort Trump”, trwa wzmacnianie wojskowej obecności USA na naszym terytorium. Każdy, kto uderzy na Polskę, będzie musiał wejść w kontakt bojowy z oddziałami USA, które już tu są, a nie zgadywać, czy przybędą. Tylko „dyplomatołki”, bredzące o „nierobieniu łaski Amerykanom”, nie rozumieją, co to jest forward presence (wysunięta obecność) i jaką odegrała rolę w utrzymaniu Berlina Zachodniego poza kontrolą sowiecką w okresie zimnej wojny.

Inicjując wraz z Chorwacją Trójmorze, pan prezydent oparł z kolei polskie bezpieczeństwo energetyczne na przyciągnięciu amerykańskiej branży gazowej do środkowoeuropejskiego rynku błękitnego paliwa, z którego wypieramy w ten sposób gaz rosyjski, pozbywając się w tym wymiarze zależności od Moskwy, utrwalanej przez decyzje Leszka Millera i Waldemara Pawlaka, a jednocześnie tworzymy konieczność wzmacniania osłony militarnej amerykańskich inwestycji biznesowych w naszym regionie. System ten ma potencjał do objęcia nim także Ukrainy, a kto wie, czy nie Białorusi, i wiąże z Polską twardymi interesami nie tylko USA, lecz także cały region. Rozwój sieci dróg od Bałkanów po Skandynawię, z Via Carpatia na czele, daje nam z kolei prawdziwie, a nie papierowo zintegrowany jednolity rynek europejski w naszej części UE.

Kwestia wielkich inwestycji infrastrukturalnych

Tylko ludzie o ograniczonych horyzontach, zatopieni w komunizmie widzą w wielkich inwestycjach infrastrukturalnych powtórzenie gigantomanii Gierka. W gospodarce centralnie planowanej takie inwestycje jedynie pochłaniają środki. Wszak w PRL nie działał rynek – nie było problemu pobudzania popytu, gdyż była to gospodarka niedoboru, a nie nadprodukcji. W gospodarce rynkowej jest odwrotnie. Inwestycje infrastrukturalne dają ludziom pracę i pensje, za które oni kupują towary oraz usługi i nakręcają koniunkturę. Tak się wychodzi z kryzysu. Partia „dobrze wykształconych” nie słyszała o tamie Hoovera, Gdyni, Centralnym Okręgu Przemysłowym i magistrali węglowej Śląsk–Gdynia? Tak przecież przełamywano w USA i w Polsce wielki kryzys lat 1929–1935.

Oponenci, kreujący się na liberałów i powtarzający jak mantrę, że trzeba ludziom dać wędkę, a nie rybę, nagle zmienili zdanie i chcą dawać rybę zamiast wędki – chcą dawać zasiłki zamiast pracy i godziwego zarobku, w tym pracy dla młodych, wysoko wykwalifikowanych specjalistów z szerokimi perspektywami awansu zawodowego i materialnego. Na dodatek te same pieniądze wydane na inwestycje mają skutkować „zadłużeniem jak za Gierka”, a wydane na zasiłki dziwnym trafem nie przyniosą zadłużenia, choć to inwestycje dają profity, a nie zasiłki. Nasi krytycy jedynie udawali zwolenników mechanizmów rynkowych. W istocie poprą każde rozwiązanie odpowiadające ich doraźnym partyjnym interesom.

Trzaskowski spełni wolę Berlina i Paryża

Nie jest problemem odszukanie w sieci nagrań Rafała Trzaskowskiego mówiącego, że Gazprom to „prywatna firma bez związków z rządem” oraz że „imigrantów trzeba przyjąć”, a Centralnego Portu Komunikacyjnego nie potrzebujemy, „bo będzie lotnisko w Berlinie”. Kandydat PO jest człowiekiem dobrze wykształconym i inteligentnym. Nie powiedział tego przez pomyłkę lub z niewiedzy. Zrobił to, bo partyjny interes PO wymaga niesprzeciwiania się Niemcom, a Niemcy chcą współpracy z Rosją i potulnego rządu w Polsce. Ta sytuacja będzie się powtarzać. Ostatnia propozycja niemiecko-francuska z 18 maja 2020 r., dotycząca powołania Funduszu Odbudowy gospodarek UE po zniszczeniach wywołanych pandemią koronawirusa, zawiera projekt stworzenia takiego systemu kredytowania przyznawanych w jego ramach grantów, że Polska, gdyby tę propozycję przyjęto, stanie się największym donatorem pomocy w UE w proporcji do PKB kraju. Polacy zapłacą 10,39 mld euro (1,96 proc. PKB Polski), by ratować gospodarki Włoch oraz Hiszpanii i ulżyć w tym Niemcom. Gdyby prezydentem był Trzaskowski, niewątpliwie propozycja niemiecko-francuska zostałaby już entuzjastycznie przyjęta, PO ogłosiłaby, że w ten sposób „pozostajemy w głównym nurcie”, ale zmilczałaby, że za ten „przywilej” zapłacilibyśmy 10,4 mld euro, natomiast dowiedzielibyśmy się, że wszyscy przeciwnicy tego projektu są „złymi Europejczykami”, a PiS żeruje na fobiach antyniemieckich i zmierza do polexitu, ustawiając Polskę w roli hamulcowego integracji europejskiej, „co zbliża nas do Rosji i Białorusi”. Obecnie zaś nie zapłacimy, gdyż budżet UE uchwalany jest jednomyślnie i Polska z pewnością na takie propozycje się nie zgodzi. Nie rządzi tu reguła, że „potulne cielę dwie matki ssie”. Przeciwnie, prawdziwe jest przysłowie: „na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą”. Ustępliwość zwiększa koszty i minimalizuje zyski. Może w nagrodę Trzaskowski zostałby „królem Europy”, ale Polska drogo by za tę jego koronę zapłaciła.

Stabilność czy destabilizacja

W USA gubernatorzy poszczególnych stanów, odniósłszy sukces w administrowaniu na szczeblu lokalnym, często kandydują na urząd prezydenta jako sprawdzeni, zdolni zarządcy spraw publicznych. Trzaskowski taki „test gubernatorski” w Warszawie kompromitująco oblał. Jego wyborcy nie popierają go dla jego zalet, ale dlatego, że jest kandydatem anty-PiS i o utrzymanie przez PO tego właśnie tytułu – głównego anty-PiS-u – toczy się prowadzona przez niego gra. Tu leży źródło jego agresywnej retoryki.

Kartka wyborcza ma swoją wagę. Głosując, rozstrzygamy, czy chcemy destabilizacji – trzech lat wojny Sejmu z prezydentem, czy stabilnej współpracy głównych instytucji państwa. Co lepiej przysłuży się Rzeczypospolitej? Polska jest jedynym dużym państwem UE, które jest stabilne. Nie zmarnujmy tego.
Wielka Brytania jest w stanie brexitu, a pandemia ma tam tragiczny przebieg. W Niemczech po ostatnich wyborach przez 9 miesięcy nie można było stworzyć rządu, po następnych może być gorzej. We Francji w 2017 r. tradycyjne partie – gaulliści i socjaliści – zostały zmarginalizowane, a scena polityczna się zapadła i wskoczył na nią Macron, teraz walczący z żółtymi kamizelkami. We Włoszech scena polityczna zapadła się w 2018 r., zadłużenie sięga 138 proc. PKB, a pandemia koronawirusa wróży zapaść gospodarczą. W Hiszpanii w ostatnich czterech latach mieliśmy cztery razy wybory parlamentarne, separatyzm kataloński i klęskę w walce z pandemią. Czy chcemy, by i polska scena polityczna w ten sposób się „zeuropeizowała”. Nasza stabilność daje nam przewagę. Trzeba ją zachować.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Przemysław Żurawski vel Grajewski