Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

Rodzina, LGBT, imigranci i euro – kampania to czas konkretów 

Podpisanie przez prezydenta Andrzeja Dudę Karty Rodziny wywołało wściekłą reakcję polskiej lewicy, której dwa odłamy – Platforma i SLD – mocno się pokłóciły.

Założenia Karty Rodziny dotyczą przede wszystkim sposobu finansowania programów społecznych i kierowania publicznych pieniędzy do polskich rodzin. Jednak przy tej okazji prezydent stwierdził też, że jeśli zostanie wybrany na drugą kadencję, to nie zgodzi się na ewentualne zmiany konstytucyjnych definicji rodziny i małżeństwa jako związku kobiety i mężczyzny. Powiedział także, że nie zgodzi się na wprowadzenie prawa zezwalającego na adopcję dzieci przez pary jednopłciowe. Taki punkt widzenia jest stuprocentowo zbieżny nie tylko z polską konstytucją, ale też z poglądami Polaków. Jak wynika z przeprowadzonych pod koniec 2019 roku badań IBRiS dla „Rzeczpospolitej”, ponad 54 proc. Polaków sprzeciwia się związkom partnerskim osób tej samej płci. Jeszcze więcej, bo 64 proc., nie chce możliwości zawierania małżeństw przez osoby tej samej płci. Z kolei przytłaczającą większość Polaków, bo ponad 74 proc., nie zgadza się na adopcję dzieci przez takie pary. Deklaracja prezydenta wywołała histeryczną reakcję opozycji, która nie bardzo wiedząc, co robić, uciekła do starej zagrywki zwanej „homofobia” i gremialnie uznała to słowo za synonim sformułowania „ideologia LGBT”. Mechanizm opisywany był milion razy – w Polsce dyskryminacja kogokolwiek ze względu na jego preferencje seksualne czy poglądy jest nielegalna, co również wynika z konstytucji. Czym innym jest jednak sprzeciw wobec próby zmiany podstawowych kategorii prawnych, na których opiera się polski naród. A taką właśnie jest klasycznie definiowana rodzina. Wbrew temu, co mówi histeryczna część opozycji i jej medialne ramię, to właśnie kampania wyborcza jest czasem, w którym o tych kwestiach należy głośno mówić. To przecież w kampanii wyborczej obywatele wypracowują decyzje na temat tego, jak w najbliższym czasie ma być zorganizowane nasze państwo. Jak kształtowane ma być prawo. I potrzebują do tego informacji. Dlatego politycy ubiegający się o najwyższe polskie stanowisko informują, jak zamierzają się zachować również w tej kwestii. Tym bardziej że wokół nas kolejne państwa podejmują decyzje, jakich najwyraźniej nie podzielają polscy obywatele. Okazuje się jednak, że jasna odpowiedź na pytanie dotyczące tej sprawy jest poważnym problemem najważniejszych polityków opozycji. Kiedy poparcie środowisk LGBT potrzebne było do wygrania kampanii prezydenckiej w Warszawie, dzisiejszy jej wiceprezydent Paweł Rabiej występował w prywatnej telewizji razem ze swoim partnerem mówiąc, że ma nadzieję, iż „ślubu udzieli im Rafał Trzaskowski”. Jego dzisiejszy przełożony i urzędujący prezydent Warszawy w innej telewizji przyznał, że chciałby być pierwszym prezydentem, który udzieli ślubów osobom tej samej płci. Taki sposób postępowania w Warszawie się opłaca. Ale poglądy mieszkańców stolicy różnią się od poglądów reszty Polaków. Teraz, kiedy Rafał Trzaskowski ubiega się o stanowisko Prezydenta Polski, woli zapomnieć o wypowiadanych kilkanaście miesięcy temu słowach. A swojego wiceprezydenta oddelegowuje do nazywania działaczy LGBT „pisowskimi prowokatorami”, choć ci dzisiaj organizują dokładnie takie same tęczowe imprezy prowokujące katolików, w jakich jeszcze chwilę wcześniej panowie Rabiej z Trzaskowskim brali udział. Ta oczywista hipokryzja nie jest niczym nowym, ale przy tej okazji widać coś jeszcze – radość z publikowanych w międzynarodowych mediach kłamstw, przedstawiających Polskę w złym świetle. Taką radość zaprezentowali politycy Platformy, kiedy korespondentka agencji Reuters opublikowała kłamstwo dotyczące rzekomego fiaska stałej obecności amerykańskich wojsk w Polsce. Podobnie jest ze sprawami dotyczącymi unijnej polityki migracyjnej, której orędownikiem i realizatorem przez całe lata był Rafał Trzaskowski.

Pytany o sprawę dzisiaj mówi, że to temat wydumany. Choć właśnie publikowane są unijne dokumenty, z których wynika, że państwa wspólnoty dążyć będą do podpisania nowego paktu migracyjnego. Wybory prezydenckie są najważniejsze, bo prowadzą do wyboru człowieka, który jednym podpisem może wprowadzić albo zablokować kwestie, mające stać się polskim prawem. Dotyczy to również najbardziej kontrowersyjnych i trudnych decyzji, m.in. takich jak definicja rodziny, bezpieczeństwo dzieci czy polityka społeczna, a także spraw bezpieczeństwa militarnego, polityki imigracyjnej czy likwidacji polskiej waluty i wprowadzenia w jej miejsce euro. Każda z tych kwestii może mieć fundamentalny wpływ na jakość życia Polaków w najbliższych latach. Dlatego właśnie w kampanii wyborczej mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek domagania się od kandydatów informacji, jak w tych sprawach zamierzają się zachowywać.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Michał Rachoń