Pandemia pozwala zobaczyć Polskę na nowo. I to zupełnie dosłownie. Widać choćby lepiej, ile osób spędza czas na działkach, znajdując tam odrobinę wytchnienia od niedogodności narodowej kwarantanny. Szczególnie w ostatnich tygodniach działka pod miastem lub w mieście zapewniała wielu mieszkańcom miejskich blokowisk wytchnienie, rekreację i pracę na świeżym powietrzu.
Tajemnicą poliszynela jest, że Platforma Obywatelska bardzo chciała położyć kres ogródkom działkowym. Chodziło o spore grunty, na których nieźle by się obłowiono. Opór społeczny był jednak duży. Wiele mówiono o tym, że działki to „relikt komuny”. Nawet jeśli, to – jak wiemy – elita III RP gustuje w zupełnie innych pamiątkach po komunie. I jakoś jej one nie przeszkadzają: w mediach, biznesie, polityce, sądownictwie. Ten drobny przykład z działkami uzmysławia jeszcze jedną rzecz: liberalizm po polsku jest naprawdę nieprzyjazny zwykłym ludziom. A im więcej mu się udało zrealizować w ramach zwijania państwa – tym większe są z tym kłopoty w czasie kryzysu. Bo tak naprawdę dla liberałów liczą się interesy bardzo niewielu. Robi i się straszno, i śmieszno, gdy pomyśleć, że oni znów mogliby wrócić do władzy.