Oto po bez mała pięciu latach kadencji Andrzeja Dudy, który przez swoich przeciwników odsądzany był od czci i wiary przez cały okres swojego urzędowania, jedyny postulat grupy pretendentów do prezydenckiego urzędu sprowadza się do żądania: nie organizujmy tych wyborów. Pretekstem do takiego postawienia sprawy jest trwająca epidemia choroby COVID-19, wywoływanej nowym chińskim koronawirusem. Przedstawiciele opozycji oczywiście nie twierdzą, że to ich jedyny postulat. Uznają tylko, że wyborów nie można organizować w czasie, kiedy trwa epidemia. Uważają również, że hipokryzja obozu rządzącego polega na tym, iż obóz ten jednocześnie nie zgadza się na zwykłe obrady Sejmu i w tym samym czasie twierdzi, że za blisko 40 dni mogą odbyć się powszechne wybory. Używając tego argumentu, stronnicy Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i innych kontrkandydatów wpadają we własne sidła. Platforma Obywatelska i Konfederacja nie zgodziły się bowiem na przeprowadzenie obrad Sejmu za pomocą urządzeń elektronicznych. Platformie i Konfederacji udało się więc postawić na swoim. Blisko tysiąc osób – posłów i ich sejmowej obsługi – musiało pofatygować się na Wiejską, żeby przegłosować zmianę regulaminu. Chcąc podstawić nogę rządzącym, część opozycji podstawiła ją sama sobie, własnym działaniem pokazując, że Sejm można normalnie zwołać, skąd już tylko krok do równie logicznego jak zarzut kierowany w stronę PiS wniosku, że skoro Sejm może się normalnie spotkać, to przez analogię mogą odbyć się normalne wybory za prawie 40 dni. O tym, czy elekcja odbędzie się normalnie czy nie, decyzja zostanie podjęta, kiedy znane będą uwarunkowania epidemiczne. Nic do rzeczy w sprawie terminu wyborów nie ma sposób obradowania Sejmu na ponad miesiąc wcześniej. Nie wiemy dzisiaj, jak będzie. Nie sądzę, żeby polityczna decyzja w tej sprawie była już podjęta. Jednak postawa polityków Platformy w sprawie epidemii jest szokująca z zupełnie innego powodu. Borys Budka, lider tej formacji, w kilku swoich wystąpieniach stwierdził, że jego partyjni podwładni nie obawiają się koronawirusa, a wybrani zostali na ciężkie czasy – pojadą więc na Wiejską bohatersko głosować „za”, a nawet „przeciw”.
Jednak najwyraźniej ani Borys Budka, ani jego partyjne koleżanki i partyjni koledzy nie zdają sobie sprawy z tego, co w istocie pokazują swoim działaniem. Miliony Polaków w ostatnich tygodniach powstrzymują się od wszelkiej zbędnej aktywności. Również zawodowej. Dla wielu z nich oznacza to utratę części własnych dochodów. Robią to w imię własnego bezpieczeństwa oraz bezpieczeństwa swoich współobywateli. Każdy, kto wychodzi na ulicę, na spacer, trening czy rower, stanowi potencjalne zagrożenie dla innych.
Nikt z nas nie wie, czy jest, czy też nie jest nosicielem groźnej zarazy. Dlatego siedzimy w domach, a jeśli możemy, wykonujemy pracę zdalnie. Borys Budka mówi, że posłowie Platformy nie są lepsi od innych i dlatego bohatersko pojadą do pracy. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że działając w ten sposób, pokazuje coś dokładnie odwrotnego.
Nam, politykom Platformy wolno więcej. Wy zwykli ludzie, macie siedzieć na tyłkach w domach, a my, wybrańcy narodu, zjedziemy się z całej Polski na Wiejską, żeby Borys Budka z trybuny mógł powiedzieć to samo, co mówił już w mediach i w internecie. Po to, żeby Małgorzata Kidawa-Błońska mogła z trybuny sejmowej powiedzieć, że „nie wolno kłampać” i że „oskarża” rządzących o ukrywanie bliżej niezidentyfikowanych faktów. Kiedy to zostanie już powiedziane, państwo posłowie rozjadą się z powrotem do okręgów wyborczych, do naszych miast, miasteczek i wsi, nie mając pewności, czy wraz z nimi nie zabrał się mały wirus. Jednak cały ten żenujący cyrk nie jest działaniem pozbawionym logiki. Przebieg kampanii wyborczej – a co dużo ważniejsze, rozwój światowego kryzysu naszego bezpieczeństwa – pokazuje, że państwami dla dobra ich obywateli powinni rządzić ludzie do tego przygotowani. To nie znaczy, że niepopełniający błędów. Ale przygotowani. Posiadający bagaż doświadczeń, wiedzy, świadomość drogi, jaką chcą wyprowadzić wspólnotę na prostą. Przywódcy PO w tym czasie zostali bezwzględnie obnażeni przez samych siebie. Ani przywódcy partii, ani samorządowcy tego ugrupowania, ani sztab, ani sama kandydatka na prezydenta nie udźwignęli stojących przed nimi wyzwań. Nie przedstawili alternatywy, nie użyli swoich aktywów dla złagodzenia skutków, wreszcie podejmowane przez nich decyzje na poziomie samorządów były przedmiotem powszechnego oburzenia. Z takich powodów, a nie ze względu na mityczną zasadę koncentrowania się wyborców wokół rządzących w czasie kryzysu, notowania partii Borysa Budki i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej poleciały w ostatnich tygodniach na łeb, na szyję.
A skoro tak się stało, konieczny jest jakiś plan wyjścia z sytuacji z twarzą. Stąd pomysł na odłożenie wyborów w czasie. Jednak to tylko pozorne wyjście z twarzą. To zwykła ucieczka. I tak zostanie zinterpretowana politycznie.