Wiosna idzie. Wiedzą Państwo, skąd mam takie przekonanie? Na pewno nie z powodu pogody w Polsce, która jest taka, że listopad trwa już ponad kwartał, tylko stąd, że wielkimi krokami zbliża się kolejny Wielki Wyjazd na Węgry organizowany przez kluby „Gazety Polskiej”.
Piszę całkiem serio – coroczna chwila, w której wsiadam do pociągu i spotykam przyjaciół z klubów, jest dla mnie jak przebudzenie się z zimowego snu. W świecie coraz bardziej nieznośnej polityki (ech, od ilu lat to powtarzam), gdzie łatwiej dostać kopniaka w kostkę niż zobaczyć serdeczny uśmiech, ten Wyjazd jest mi potrzebny jak tlen. Zapewne jest także niezbędny dla setek uczestników, bo mimo że to jeszcze ponad dwa tygodnie, to podobno nie ma już wolnych miejsc. I nic dziwnego. Kto raz pooddychał węgierską wiosną, kto zobaczył budynek tamtejszego parlamentu w marcowym słońcu, kto widział, jak Węgier całuje polską flagę… Ech, dużo by wymieniać. Powiem tylko, że to dla mnie o wiele większa frajda niż oficjalne przyjęcia, gale, bankiety, wysztywnione imprezy. To będzie jednak wyjazd szczególny, bo musimy się naradzić i zmobilizować przed majowymi wyborami. Kandydaci opozycji już zapowiadają, że gdy wygrają, będą dążyć do przedterminowych wyborów. I choć nie mają na to dużych szans, to ich spełniona wizja oznaczałaby potężny kryzys. Już teraz widać, że „totalni” nie cofną się przed żadnym kłamstwem, oszczerstwem i brudną zagrywką, czego najlepszym dowodem są ubiegłotygodniowe ataki na Prezydenta i jego współpracowników. Dlatego musimy porozmawiać o strategii, naradzić się i powróżyć z fusów. Że w pięknych i sprzyjających nam od lat okolicznościach Budapesztu? To akurat tym lepiej, wiosna nasza!