Wyobraźmy sobie więzienie. I ludzi niewinnie przetrzymywanych w nim przez całe lata. Różnie traktowanych – raz lepiej, innym razem gorzej. W pewnym momencie coś się zmienia – strażnicy ściskają im ręce i zachęcają do wyjścia, wcześniej otwierają bramy. Próbują nawiązać konwersację z osadzonymi: – Wiele lat spędziliśmy razem, bywało różnie – tłumaczą – ale to był nasz wspólny dom. Wy grabiliście spacerniak i myliście podłogi, my zapewnialiśmy wam bezpieczeństwo i środki do życia. To był taki czas, ale nie wracajmy do tego. Było, minęło – klepią osadzonych po plecach i dodają: – Wybierzmy przyszłość.
Kto w takich okolicznościach dałby się namówić na zapomnienie oraz brak refleksji na temat lat spędzonych w niewoli? Kto zrezygnowałby z dochodzenia swoich praw, sprawiedliwości, ukarania winnych niesłusznej odsiadki, a przynajmniej napiętnowania ich publicznie? To proszę sobie wyobrazić, że dokładnie tego oczekiwano od Polaków po 1989 roku. Do machnięcia ręką na przeszłość namawiali ci, którzy uznali, iż z organizatorami i zarządcami zbiorowego więzienia o nazwie PRL można się dogadać i można ich – w imieniu całego społeczeństwa – rozgrzeszyć. Aleksander Kwaśniewski jest jedną z twarzy tego niebywałego wręcz procesu. Będącego kwintesencją niesprawiedliwości i kłamstwa. Ale on mógł się w Polsce wydarzyć tylko dlatego, że więzienni strażnicy zbudowali sobie ochraniające ich zaplecze medialno-biznesowe, dzięki któremu byli w stanie przez całe dziesięciolecia III RP dyscyplinować i kontrolować bardziej krnąbrne grupy niedawnych więźniów. Jednym słowem jakaś część aparatu ograniczania – bo już nie wprost terroru – przetrwała i stała się częścią nowej rzeczywistości. A dodatkowo pełnienie funkcji więziennego strażnika nie było powodem do co najmniej wstydu. Przez lata wypracowano nawet opowieść gloryfikującą tych, którzy odbierali wolność. Że pracowali dla Polski, że takie były czasy i okoliczności, na które oni – biedni – nie mieli wpływu.
Wręcz w tych trudnych warunkach dwoili się i troili, by współobywateli, tych więźniów, ochronić. A przecież to wierutna bzdura. Nie byłoby PRL bez polskich komunistów. Żadna armia sowiecka na długo by się tu nie ostała. Z naszego państwa można było zrobić więzienie tylko dlatego, że ochoczo zgłosili się do niego strażnicy, a nawet kaci. Żądanie rozliczenia wszystkich uczestników systemu zniewolenia naszego kraju jest najbardziej racjonalnym i oczywistym postulatem, jaki można postawić po odzyskaniu wolności. Jest zrozumiały, ludzki i po prostu sprawiedliwy. Sędziowie orzekający polityczne wyroki w czasach komunistycznego zniewolenia nie mają prawa pozostać w wolnym kraju na swoim stanowisku. Ale przecież nie tylko o nich chodzi. Oni są najbardziej jaskrawym przykładem – bo ich obecne kariery są efektem działań antywolnościowych, które nie zostały poddane żadnej ocenie ani nawet upublicznione. Gorąco polecam najnowszy numer miesięcznika „Nowe Państwo” – przypominamy w nim afery związane ze wspomnianym już byłym prezydentem. Ale opisujemy także jego rolę w budowaniu postkomunizmu i pokazujemy, w jakie przedsięwzięcia – jako były prezydent RP – angażuje się dziś Aleksander Kwaśniewski.