Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »

Pikniki się skończyły

W czasie wakacji najważniejsi politycy Prawa i Sprawiedliwości odwiedzali kolejne miejscowości w Polsce w ramach cyklu pikników rodzinnych. W ten sposób schemat działania, wykorzystywany przede wszystkim przez media, budujący dobre relacje z widzami i słuchaczami, a polegający na organizowaniu dużych imprez plenerowych, został wpleciony w rytm kampanii wyborczej jako coś w rodzaju lżejszej przygrywki przed wytoczeniem najcięższych dział. A o tym, że będzie ciężko, przekonują od wielu tygodni właściwie wszyscy.

Na finał akcji wybrano Stalową Wolę, miejsce dla PiS na swój sposób symboliczne. To jedno z niewielu dużych miast, w którym drugą już kadencję rządzi PiS-owski prezydent Lucjusz Nadbereżny, przedstawiciel młodego pokolenia działaczy tej partii. Tu sprawdził się więc – i sprawdza się nadal – plan, na który największe ośrodki w zeszłym roku nie były jeszcze gotowe: pomysł odbicia miast z rąk wieloletnich układów przy pomocy młodych, sprawnych wizerunkowo i dających sobie radę w codziennej pracy polityków prawicy.

Mocno o sprawach światopoglądowych

W gościnie u Nadbereżnego pojawili się prezes Jarosław Kaczyński, premier Mateusz Morawiecki oraz była premier i rekordzistka wyborów do PE Beata Szydło, a więc naprawdę mocna ekipa. Wystąpienia, zwłaszcza obu panów, nie były zbytnio piknikowe, za odpowiednią atmosferę odpowiadały inne punkty programu. Prezes PiS podsumował kończący się w Stalowej Woli cykl spotkań, wskazał to miasto jako przykład dobrej współpracy rządu i samorządu (tym cenniejszy, że w skali kraju głośniej o przykładach złych relacji zrewoltowanych miejskich elit z centrum, vide Gdańsk), wreszcie w konkretny sposób odniósł się do kwestii światopoglądowych. Jak pamiętamy, wybory do Parlamentu Europejskiego pokazały, że ani pojawienie się Jarosława Kaczyńskiego jako twarzy kampanii, ani zdecydowane odniesienie się do tematów obyczajowych, dotąd przez wielu komentatorów uznawane za ryzykowne dla PiS, nie przeszkodziły w zdobyciu wyniku lepszego i od sondaży, i od oczekiwań. Po marszu w Białymstoku, gdy przez chwilę wydawało się, że tym razem społeczna sympatia może obrócić się ku lewicy, doszło do kolejnych incydentów kierujących sprawy na stare tory, z których najgłośniejszym stało się symulowanie poderżnięcia gardła kukle biskupa Marka Jędraszewskiego podczas imprezy środowisk LGBT w Poznaniu. Cóż, tamtejszy „artysta” więcej krzywdy, zdaje się, uczynił opozycji niż znienawidzonemu przez lewicę hierarsze. I właśnie ten skandal stał się dla Kaczyńskiego punktem odniesienia, partia rządząca zaś znów ma szansę przedstawić się jako siła chroniąca tradycyjną rodzinę i klasyczny ład społeczny, również – konstytucyjny, do czego także odniósł się lider PiS w swoim przemówieniu.

W stronę elektoratu socjalnego i młodzieży

Jako obrońca, tym razem dobrobytu Polaków, wystąpił w Stalowej Woli Mateusz Morawiecki, który tyle samo miejsca, ile na wskazanie, co i dlaczego mogło w ostatnich latach zmienić się na lepsze i faktycznie zmieniło się lub właśnie się zmienia, poświęcił wyjaśnieniu, dlaczego wcześniej na pewne działania nie było pieniędzy i kto winien jest takiej sytuacji. O ile więc prezes zwracał się bardziej do elektoratu wybierającego PiS jako partię konserwatywną i kierującego się raczej przesłankami obyczajowymi, o tyle premier skupił się na wyborcach motywowanych również socjalnie, tak często obrażanych przez polityków i sympatyków opozycji. Można też było zauważyć, jak rządzący dostrzegają, że jednym z ostatnich już dużych „łowisk” dla partii politycznych jest niechętnie aktywizująca się ostatnio w czasie wyborów młodzież, do której kierowana jest najnowsza oferta programowa w postaci ulg i zwolnień podatkowych. Na koniec pikniku cieplejsze, nawołujące do budowania dobrych relacji międzyludzkich, wystąpienie wygłosiła Beata Szydło. Czas pikników kończy się jednak definitywnie i choć na razie wszystko PiS sprzyja, do października nie będzie już na pewno dla rządzących ani chwili spokoju.

Listy wyborcze

Jeszcze w piątek poznaliśmy pełne listy wyborcze PiS, na których, oprócz bardzo silnej reprezentacji samorządowej, znalazły się też nowe nazwiska – efekt rozpadu środowiska Pawła Kukiza. Wyborcy Zjednoczonej Prawicy będą więc mieli okazję zagłosować również na raczej lubianych przez nich dawnych współpracowników Kukiza – Tomasza Rzymkowskiego i Elżbietę Zielińską.

Opozycja znów znalazła się kilka kroków w tyle, lecz w weekend poznaliśmy w końcu pełną listę jedynek Lewicy w wyborach do Sejmu. Lista wydaje się dość ciekawa, choć aby lepiej zrozumieć jej znaczenie, trzeba jeszcze poczekać na dwójki i trójki, zwłaszcza w tych okręgach, w których pierwsze miejsca przypadły działaczom Wiosny (a takich miejsc jest najwięcej) czy Razem. Większość osób zgłoszonych przez ugrupowanie Roberta Biedronia to postaci bardzo mało lub w ogóle nieznane. Wyjątki to Krzysztof Gawkowski, jeszcze niedawno w SLD, działaczka aborcyjna Wanda Nowicka i życiowy partner lidera, bardzo mocno przez niego promowany Krzysztof Śmiszek. Co ciekawe, wśród jedynek nie ma ani Joanny Scheuring-Wielgus, ani prof. Moniki Płatek, której sam Robert Biedroń zablokował miejsce w Parlamencie Europejskim. Jeśli – a na razie wydaje się to niemal pewne – Lewica dostanie się do Sejmu, mandatu może być pewien Adrian Zandberg (jedynka w Warszawie). Szanse ma też kilka jego koleżanek, a nawet jeden kolega – lecz znów dużo zależy od tego, kogo starzy postkomuniści postawią młodym lewicowcom za plecami. Tymczasem jedynki, które przypadły SLD, to powrót do przeszłości. Widzimy tu takie osobistości czerwonego salonu, jak Marek Dyduch, Robert Kwiatkowski czy Joanna Senyszyn. W tym towarzystwie jest również współpracownik Urbana i Palikota – Andrzej Rozenek.

Wygląda więc na to, że Grzegorz Schetyna jest skazany na spotkanie z osobami, które nawet dla niego były nie do przyjęcia na listach Koalicji Obywatelskiej, a radość sprzed pięciu lat wielu osób z powodu zniknięcia upiorów przeszłości z polskiego parlamentu okaże się mocno przedwczesna. Najciekawsze jednak okazały się nie listy, a ujawnione przez „Wprost” informacje o tajnym dokumencie, według którego po wyborach Razem ma mieć prawo do własnego koła, za to Wiosna… połączy się z SLD.

Kukiz twarzą PSL, Neumann – Platformy

O ile te doniesienia się potwierdzą, będzie to dowód na to, że Razem mimo wszystko zachowało się trochę bardziej ideowo niż Paweł Kukiz. Ponieważ Kukizowi w ostatnich tygodniach poświęcałem w swoich tekstach bardzo dużo uwagi, tym razem skupię się tylko na jednym wątku jego niewesołej historii. Reakcje w mediach społecznościowych pokazują, że po zawarciu z PSL porozumienia, uznanego za zdradę polityczną, stało się coś jeszcze gorszego. Wykonanie podczas konwencji PSL piosenki „Polska budzi się”, hymnu obu kampanii z 2015 roku, dla wielu dotychczasowych sympatyków było trudne do przełknięcia. O ile ludowcy wejdą do Sejmu, Kukiz wciąż ma szansę na mandat, jednak takich strat wizerunkowych w tak krótkim czasie nie zaliczył w polskiej polityce dotąd chyba nikt. Przed nami zaś jeszcze kwestia, co Paweł Kukiz zrobi z wyborami do Senatu, w których PSL najprawdopodobniej pójdzie w taktycznym bloku z Lewicą i KO.

Koalicja Obywatelska również ma cały czas swoje kłopoty, przede wszystkim ze spójnością przekazu. Obiecuje na przykład „trzynastą emeryturę”, choć równocześnie uważa ją za „upokarzanie emerytów”. Coraz ciekawiej robi się też wokół Sławomira Neumanna. Kiedy po kolejnych zarzutach jego kolega Marcin Kierwiński mówił, że „Neumann jest twarzą Platformy”, nieświadomie wymyślił właśnie znakomite hasło wyborcze. Oczywiście dla PiS.

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

Krzysztof Karnkowski