Czasem kamera czy aparat fotograficzny zarejestrują sceny, które na zawsze potrafią zachować i zdefiniować wydarzenia i zachowania ludzi. Nie na darmo chińskie przysłowie mówi: „Jeden obraz wart więcej niż tysiąc słów”. Bo żadne zaklęcia nie wymażą z pamięci Polaków sceny podczas spotkania Donalda Tuska z Władimirem Putinem tuż po tragedii smoleńskiej. To przybicie piątki i zadowolenie malujące się na twarzy obu panów mówią więcej niż ustalenia w śledztwie smoleńskim.
Nikt nie pamięta głupiego dowcipu Macieja Stuhra kpiącego z katastrofy smoleńskiej i Żołnierzy Wyklętych, ale wszyscy pamiętają rechot „elit” aprobujących jego słowa. I nikt nie będzie pamiętał chamskich słów jakiegoś Jażdżewskiego, który porównywał katolików do świń, ale wszyscy zapamiętają reakcję sali, która wpadała w ekstazę po jego słowach. Zapamiętają Tuska, który dziękując Jażdżewskiemu za jego słowa, z uśmiechem poklepuje go po ramieniu. I Władysława Kosiniaka-Kamysza, który zapamiętale bił mu brawo. Skończył się czas propagandowych kłamstw, które obnażył Stanisław Bareja w komedii „Miś”, kiedy jeden z bohaterów mówi: „Jest prawda czasu i jest prawda ekranu”.