Sputnik, rosyjskie rządowe medium należące do założonej w 1941 roku w celu propagandowego wspierania Armii Czerwonej agencji RIA Novosti, włączył się do kolejnego informacyjnego ataku na Polskę. Tym razem z troską nad „losem Polski” zapłakali pracownicy rosyjskiego ministerstwa propagandy, wykorzystując „Sąd nad Judaszem” w Pruchniku.
Zdaniem putinistów „polski Kościół” urządził tam „antysemicką nagonkę pod płaszczykiem walki o wartości”. Rosyjskie pudła rezonansowe w tej sprawie zagrały modelowo.
Zarówno zresztą w Polsce, jak i poza jej granicami. W Polsce nagłaśnianie tej sprawy zostało jak zwykle podzielone na role. Z jednej strony słyszymy pełne oburzenia głosy potępiające rzekomo narastający w Polsce antysemityzm, z drugiej pełne oburzenia głosy wskazujących to bezsensowne lokalne zdarzenie jako element rzekomo wartej podtrzymywania wielowiekowej tradycji. Obydwie strony podnoszą emocje na skrajny poziom, prowadząc do rozgrzania do czerwoności polskich sieci społecznościowych. W ślad za dyskusją w Polsce za pomocą osobnych świadomych i niekoniecznie świadomych pudeł rezonansowych przekaz idzie w świat, nadając mu międzynarodowy odbiór. W ten sposób w istocie marginalna sprawa, która wydawałaby się kompletnie bez znaczenie dla polskiej sytuacji bezpieczeństwa międzynarodowego, stała się jednym z wielu pól bitwy w wojnie informacyjnej o militarne i geopolityczne panowanie w Polsce. Na samym środku Równiny Środkowoeuropejskiej – najkrótszej i jedynej lądowej drogi z serca Europy do Moskwy. To właśnie na tym terenie rozgrywa się dzisiaj kluczowa geopolityczna gra o nasze bezpieczeństwo. Wojna informacyjna jest jej elementem. Obrazowanie Polski jako rzekomo antysemickiego kraju, który jakoby miał nie tylko być odpowiedzialny za wybuch II wojny światowej (mówił o tym Putin na Westerplatte w 2009 roku), lecz także za Holocaust, to jedno z podstawowych narzędzi. Zarówno carska Rosja, jak i Sowieci mają w takim działaniu wieloletnie tradycje. To carska ochrana wymyśliła i rozpropagowała w świecie „Protokoły mędrców Syjonu” – fałszywkę, którą z lubością prawie do końca XX w. dystrybuowała KGB (pisał o tym Ion Mihai Pacepa, były szef wywiadu Nicolae Ceausescu, po ucieczce do USA). Podstawowym celem tak skonfigurowanego ataku jest rzecz jasna storpedowanie procesu lokowania w Polsce amerykańskich sił zbrojnych. Dla Polski ten proces oznacza ostateczne zakończenie trwającej ponad 30 lat pauzy strategicznej po zakończeniu zimnej wojny i militarne osadzenie naszego bezpieczeństwa wśród zwycięzców zimnej wojny. Dla Rosji doprowadzenie tego procesu do końca oznacza utratę kluczowego z jej perspektywy pomostu łączącego Rosję z Europą. To właśnie z takich powodów Polska jest obszarem oddziaływania militarnej strategii wojny informacyjnej państwa rosyjskiego, w tym rosyjskiej armii.
To elementy tzw. doktryny Gierasimowa. Zdaniem analityków Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego przejawami takich działań są między innymi: „wielokierunkowe działania dyplomatyczne polegające na dyskredytowaniu wizerunku państwa atakowanego (...) w celu uniemożliwienia jego reakcji” – czytamy w „Przeglądzie Bezpieczeństwa Wewnętrznego” z 2014 r. Co z punktu widzenia analityków jest konieczne, aby takie działania przyniosły skutek? „Elity i media przeciwnika. Ważnym czynnikiem jest posiadanie wśród tych elit i mediów niezbędnej masy agentów wpływu”. Np. ubierających się w szaty walczącej o demokrację niewinnej dziewczyny z krymskiej rodziny handlującej częściami do rosyjskich okrętów podwodnych albo prawicowego kandydata w wyborach. Kandydata, który mam nadzieję, że jedynie w swojej skrajnej naiwności udziela wywiadu Sputnikowi tylko po to, żeby stwierdzić, iż nie ma zdania na temat tego, czy Putin powinien, czy też nie powinien zostać zaproszony do Polski w 80. rocznicę wybuchu II wojny światowej. Hekatomby, która pochłonęła również z rąk protoplastów Putina miliony polskich istnień.