Sprawdź gdzie kupisz Gazetę Polską oraz Gazetę Polską Codziennie Lista miejsc »

Polską sieć skontrolują Francuzi

Ostatnimi czasy mamy wiele działań ograniczających potencjalnie wolność wypowiedzi w internecie. W PE przegłosowano „Dyrektywę w sprawie praw autorskich na jednolitym rynku cyfrowym”, mieliśmy dość skandaliczny wywiad Marka Zuckerberga, który mówi wprost o cenzurowaniu mowy nienawiści, mamy wreszcie informację wprost, która mówi, że na cenzora polskiego Facebooka wybrano już francuską agencję prasową AFP.

Agence France Presse ma pewne doświadczenia, bo specjalizuje się w „walce z fałszywymi wiadomościami” w 16 krajach i w czterech językach (francuskim, angielskim, hiszpańskim i portugalskim). „Cenzorzy”, którzy mają swoje centrum w Bejrucie, podpisali w lutym kolejne umowy z Facebookiem dotyczące monitorowania internetowych wiadomości w kolejnych krajach.

Historyczna misja AFP – weryfikacja, a nie informacja

Na liście są frankofońskie kraje Afryki (zachód i północ tego kontynentu), ale też np. anglojęzyczna Nigeria. Agence France Presse ogłosiła też przedłużenie umowy o kontrolowaniu wiadomości na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. AFP bierze udział w globalnym programie monitorowania Facebooka. Niedawno okazało się, że poza Afryką zajmie się też… Polską. Podobno AFP dzięki współpracy z Facebookiem chce zostać „światowym liderem w walce z fałszywymi wiadomościami”.

To zdaje się nowa jakość cenzury, bo jak mówi Phil Chetwynd, dyrektor ds. informacji w AFP: „Chcemy stworzyć kulturę weryfikacji wydarzeń”. Francja-elegancja. Podobno istnieje takie zapotrzebowanie, bo „duża część internautów porzuciła tradycyjne media i informuje się za pośrednictwem grup na Facebooku”. Pada tu nawet przykład ruchu żółtych kamizelek we Francji.

Wspomniany Chetwynd mówi także, że „weryfikacja leży u podstaw historycznej misji AFP, a nasze doświadczenie w tej dziedzinie przynosi korzyści naszym klientom i opinii publicznej każdego dnia”. Okazuje się, że podstawą agencji stała się już nie sama informacja, ale jej weryfikacja, a może bardziej już odpowiednia interpretacja.

Zuckerberg popiera decydentów publicznych

Zdaje się, że w tym wszystkim chodzi nie tyle o fake newsy, co o odebranie ludziom dostępu do nieprzefiltrowanych informacji. Rządzące elity polityczne dostrzegły siłę rażenia mediów społecznościowych, które wygrywają z dawno oswojonymi mediami mainstreamu i mają coraz większy wpływ na wybory ludzi. W pewnej mierze dzięki temu wygrał wybory w USA Donald Trump, ale takich przykładów znalazło by się więcej. Okazuje się, że internet może rozbić oligarchię współczesnych elit politycznych zblatowanych od lat z mediami tradycyjnymi. Wybrano metodę dość prostą – dogadania się z największymi platformami uzupełnioną zapędami cenzorskimi.

Niedawno ukazał się wywiad z założycielem Facebooka równocześnie w „Washington Post”, we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, w „Sunday Independent” w Irlandii i „Le Journal du Dimanche” we Francji. Mark Zuckerberg mówił, że „zmiana przepisów internetowych pozwoli nam zachować to, co najlepsze w internecie – wolność dla ludzi do wyrażania siebie i możliwość tworzenia przez przedsiębiorców – jednocześnie chroniąc społeczeństwo przed uprzedzeniami”. Wymienił cztery obszary ochrony: przemoc i mowę nienawiści, wybory polityczne, prywatność i ochronę danych.

W sprawie mowy nienawiści i przemocy założyciel Facebooka stanął po stronie decydentów publicznych, którzy „często mówią, że mamy zbyt wiele władzy w zakresie wyrazu”. Wsparł cenzurę, a pytany o zewnętrzne ośrodki kontrolujące przemoc i mowę nienawiści w internecie, odpowiedział: „Zdecydowanie się zgadzam”.

Lewicowe skrzywienie cenzorów

W czasach PRL cenzurą zajmowały się przynajmniej rodzime kanalie, teraz scedują to na zagranicę. Jeszcze w połowie ubiegłego roku podczas wizyty w Warszawie Tessa Lyons-Laing z zespołu Facebooka odpowiedzialnego za News Feed tłumaczyła, że w Polsce nie ma wyspecjalizowanych organizacji typu fact-checkers weryfikujących informacje w sieci, dlatego też walka z fake newsami jest na polskim Facebooku utrudniona. Znaleziono jednak AFP.

Trudno mieć wątpliwości, że walka z fałszywymi wiadomościami będzie rodzajem prostowania faktów. Współcześni cenzorzy mają coś w rodzaju lewicowego skrzywienia, a ich nowa czarna księga cenzury, czyli wytyczne, obejmie zapewne przede wszystkim treści prawicowe i patriotyczne. Widać to zresztą po stylu informowania o wydarzeniach w Polsce przez samą AFP, gdzie np. PiS bywa partią ultrakonserwatywną, a nawet nacjonalistyczną. Nie mam też wątpliwości, kogo AFP zatrudni w roli cenzorów do walki z dezinformacją na polskim Facebooku.

Kierunek weryfikacji polskiego internetu

Już dziś groźnie brzmi informacja, że „jeśli post nie przejdzie testu rzetelności i prawdziwości, serwis społecznościowy nie będzie jej popularyzował ani nie pozwoli na niej zarobić”. Najgorzej, że AFP to przedsiębiorstwo państwowe, zależne od rządu. Z kolei prezydent Emmanuel Macron wydał w Europie wojnę populistom. Kierunki weryfikacji polskiego internetu wydają się zatem oczywiste.

Warto dodać, że w czasach PRL zasadności cenzury też nie broniono wprost celami politycznymi władzy, ale właśnie troską o jakość i rzetelność przekazu. Historia się powtarza. Z tym, że metody „oduraczania” są obecnie bardziej subtelne i pozostawiają pewien margines swobody. I tak Facebook informuje, że gdy weryfikator informacji oceni treść jako fałszywą, serwis pokaże ją niżej w aktualnościach, znacznie zmniejszając jej dostępność. Ma to zapobiegać rozprzestrzenianiu się oszustw i zmniejszać liczbę osób, które je widzą. Gdyby PZPR przetrwała, to też pewnie walczyłaby dzisiaj nie z opozycją, ale z fake newsami.
 

 



Źródło: Gazeta Polska Codziennie

#Francja

Bogdan Dobosz