PiS poruszył lawinę: Polacy zobaczyli, że mogą oczekiwać od polityków także prowadzenia aktywnej polityki rodzinnej i społecznej. Niewykluczone, że niedługo to problem publicznej opieki zdrowotnej wybuchnie z całą siłą.
Kilka dni temu opinię publiczną poruszyła historia pacjenta, który zmarł w Szpitalu Miejskim w Sosnowcu po dziewięciu godzinach oczekiwania na pomoc lekarza. Całą historię opowiedziała jego szwagierka, w przejmującym wpisie w mediach społecznościowych, zilustrowanym poruszającym zdjęciem zmarłego nieco później 39-letniego mężczyzny.
Pomoże tylko doktor Google
Po tym wpisie nastąpił istny wysyp komentarzy opisujących, co się dzieje w Polsce na izbach przyjęć, jak bardzo oczekujący choćby w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym nie mają szans na szybkie zainteresowanie swoim losem ze strony lekarzy i pielęgniarek. Często towarzyszył temu gniew na polityków: że sami nie są skazani na podobny los, więc nic z tym nie robią. A także trzeźwe spostrzeżenie: jest za mało lekarzy, za mało pielęgniarek, że przecież coraz dłużej i dłużej czeka się także w prywatnych placówkach medycznych.
Inni mówią, co jest jednak zbyt mocne, krzywdzące dla wielu, że lekarzy i personelu medycznego nie obchodzą już pacjenci, że przysięga Hipokratesa nic już dziś znaczy. A jedynym lekarzem domowym, który ma dla nas zawsze czas, jest doktor Google. Eksperci od polityki zdrowotnej podkreślają od lat, że tak wysoka popularność „samoleczenia” i najordynarniejszej medycznej szarlatanerii oraz wyraźny wzrost siły ruchów antyszczepionkowych wynikają w dużej mierze z problemu z dostępem do sensownej opieki medycznej.
A dodajmy, że w mniejszych miastach i na wsi jest jeszcze gorzej niż w metropoliach: tam nie tylko jest gorsza sieć medyczna, ale także są znacznie większe problemy z dojazdem do lekarza. Jemy zatem na potęgę leki bez recepty – staramy się przechodzić choroby na przysłowiowej aspirynie. Dla wielu kończy się to jednak powikłaniami, z którymi przychodzi żyć już całymi latami. Tajemnicą poliszynela jest też, że w całej Europie przodujemy w zażywaniu suplementów diety, a polskie nastolatki, szczególnie dziewczęta, są w czołówce zażywania leków nasennych i przeciwbólowych.
Widzimy SOR, mówimy: państwo
Służba zdrowia, izba przyjęć na SOR, kilkuletni termin oczekiwania na operację są wizytówką państwa. Są tym szczególnym elementem jego architektury, który pokazuje ludziom (i to w krytycznym dla nich momencie!), jak to państwo funkcjonuje w tak newralgicznym obszarze jak zdrowie. Prawo i Sprawiedliwość zrobiło dużo, żeby obraz państwa w oczach milionów zwykłych Polaków zmienić na lepsze. PiS pokazał, że państwo to nie musi być jedynie komitet do spraw załatwiania interesów superbeneficjentów transformacji. Ale tak naprawdę najtrudniejsze sprawy wciąż są do załatwienia. Jeśli PiS wygra kolejne wybory parlamentarne, to musi wiedzieć, że od strony społecznej mogą to być trudniejsze cztery lata. I z dużym prawdopodobieństwem – właśnie przez sytuację w służbie zdrowia.
To, co się tam dzieje, przyprawia o gęsią skórkę. Od dawna problemem publicznej opieki medycznej nie jest już przestarzałe wyposażenie. Obecnie dojmująco brakuje wykwalifikowanego personelu, a pełzająca komercjalizacja służby zdrowia wcale nie doprowadziła do poprawy sytuacji: była raczej jak szalupa ratunkowa rzucona z wielkiego okrętu. Szalupa, która nie dość, że pomieściła niewielu, to też coraz więcej pozostawia do życzenia. Dlaczego nie wybucha gniew społeczny? Chorzy w ogóle mają mało siły i jeszcze mniej czasu. Ale frustracja społeczna i tak kiedyś uderzy w polityków. Dobrze, że politycy Prawa i Sprawiedliwości przynajmniej nie wygadują takich głupot jak posłanka Platformy Obywatelskiej Joanna Mucha, która swego czasu palnęła, że starsi ludzie chodzą do lekarza dla rozrywki.
Lekarz umiera na dyżurze
To prawda, lekarze od lat nie wychodzą na ulice. Ich sytuacja ekonomiczna poprawiła się znacząco. Dziś mają inny problem: często po prostu „nie mają życia” albo grozi im totalne wypalenie zawodowe. Oni naprawdę gonią od jednej do drugiej placówki medycznej. Możemy powiedzieć: to niech przestaną. Ale na ich miejsce nikt nie przyjdzie. To przecież nie jest tak, że lekarzami zostają ludzie źli i obojętni. Myślę jednak, że funkcjonowanie w tym systemie robi z nich ludzi bardzo jak na polskie warunki zamożnych i niesamowicie przy tym przepracowanych. A to wybuchowa mieszanka – szczególnie gdy pracuje się na tym, co tak cenne: życiu i zdrowiu ludzkim. Prestiż tego zawodu też jest wciąż ogromny: ale za drogi samochód żaden lekarz nie kupi spokojnego długiego snu. I nawet najlepsze wakacje w luksusowym kurorcie nie uchronią przed goryczą wypalenia zawodowego ze wszystkimi jego skutkami.
Zdrowie prywatne, zdrowie publiczne
Powtórzę: dziś lekarze nie protestują na ulicach. Najwyżej umierają z przepracowania na dyżurze. Z takimi newsami też już się oswoiliśmy. Protestują za to pielęgniarki, kierowcy karetek, szerzej: niższy personel medyczny. Ale ich protesty są zwykle hejtowane przez elektoraty partii, które aktualnie rządzą. Oczywiście, jest jasne, że gdy rządzi Prawo i Sprawiedliwość, to nawet typowo lumpenliberalne media, od zawsze trzymające z establishmentem III RP i programowo lekceważące punkt widzenia mniej zamożnych Polaków, rutynowo wręcz wolnorynkowe, nagle wykazują czułe serduszka i zamawiają chwytające za serce materiały a to o sytuacji pielęgniarek, a to opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Ale nawet jeśli kieruje nimi daleko idąca hipokryzja, problemy, które pokazują w takich sytuacjach, są prawdziwe. I nie rozwiążemy ich, wskazując na odpowiedzialność „tamtych”. To, co dziś pozostanie niezałatwione, zaciąży nad naszą bliższą i dalszą przyszłością.
Gdy popatrzeć na to, co się dzieje ze służbą zdrowia, gdy uwzględnić to, że polscy lekarze potrafią czynić cuda, że renomowane placówki medyczne pokazują nie tylko profesjonalizm, ale też olbrzymie zaangażowanie całego personelu, nie sposób nie zadać sobie pytania: dlaczego na to wszystko pozwoliliśmy? Jak to się stało, że dopuściliśmy do korozji tego elementu państwa, który decyduje nie tylko o indywidualnych bardzo sprawach, ale o dobrostanie całego społeczeństwa. Dziś starzejmy się jako społeczeństwo, co dodatkowo obciąża i jeszcze bardziej obciąży opiekę medyczną. Dlaczego nikt nie mówi, że patriotyzm to także troska o to, żeby uzdrowić polską służbę zdrowia?