Zamach antydemokratyczny. Ryszard Kalisz i postkomunistyczna hydra » CZYTAJ TERAZ »

Zdemoralizowani szantażyści

ZNP pod prezesurą Sławomira Broniarza to polityczny relikt czasów zamordyzmu Jaruzelskiego, stojący na straży miernoty w naszym szkolnictwie.

Od kiedy moje pierwsze dziecko osiągnęło wiek szkolny, robię wszystko co w mojej mocy, by uciec przed szkołami publicznymi. Nie mam wątpliwości, że bardzo wielu pracujących w nich nauczycieli to kompetentni, profesjonalni i oddani swojej pracy ludzie, ale oni są tylko częścią tego systemu. Smutna prawda jest taka, że polskie szkoły – różnych szczebli – są pełne ludzi pokroju prezesa Związku Nauczycielstwa Polskiego: zblazowanych hipokrytów, których dobro uczniów obchodzi tyle co zeszłoroczny śnieg. I niestety, to oni bardzo często nadają ton polskiej oświacie. Wyłudzanie zwolnień lekarskich, groźby sabotowania egzaminów czy w końcu szantaż zablokowania promocji do kolejnych klas to nie „protest”, ale upadek wizerunku nauczycieli. 

Sięgający swoim rodowodem czasów Jaruzelskiego Związek Nauczycielstwa Polskiego od kilku dekad jest kulą u nogi polskiej edukacji. Trudno nie odnieść wrażenia, że jego jedyną misją jest utrudnianie realnych zmian w systemie oświaty. ZNP to polityczny relikt czasów zamordyzmu, stojący na straży miernoty w naszym szkolnictwie. To zresztą całkiem zrozumiałe – prezes Sławomir Broniarz jest de facto politykiem, a związek ma jednoznaczne polityczne relacje. 

Jakby tego było mało, w kierownictwie tej instytucji są osoby o wyjątkowo odrażającej przeszłości. Na przykład na czele poznańskich struktur stoi nauczycielka, którą nawet „Gazeta Wyborcza” kilkanaście lat temu opisywała jako zaangażowaną obrończynię interesów PZPR. Od tego czasu nic się nie zmieniło – to postkomunistyczne zombi wciąż ma ogromny wpływ na polskie szkolnictwo, a źródłem jej mocy jest fucha w ZNP. 

Jednak ostatnie szaleństwa Broniarza, akcje z lewymi zwolnieniami, nachalne promowanie LGBT (proszę poczytać artykuły na stronie ZNP – nie tylko prezydent Warszawy czy jego zastępca, lecz także postkomunistyczne zrzeszenie nauczycieli pała chęcią seksualnego wyedukowania dzieci) czy uczynienie z uczniów zakładników mają jeden pozytywny aspekt – mogą uświadomić szerszej rzeszy rodziców, że tego przesiąkniętego patologią systemu oświaty nie ma sensu dalej utrzymywać. W tej kadencji nic już z tym nie uda się zrobić, ale w kolejnej edukacja powinna być priorytetem. Jest bardzo proste zakończenie zetenpowskiej dominacji w szkołach – bon oświatowy. Odblokowanie prawdziwej konkurencji w oświacie. Niczego więcej nie trzeba. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Katarzyna Gójska